Fascynację Krawczyka amerykańskim idolem doskonale pamięta Marian Lichtman (73 l.) z Trubadurów. – W latach 80. razem z żoną odwiedziłem Krzysztofa w USA. Czekał na mnie na lotnisku, a potem pojechaliśmy do hotelu Mint, gdzie śpiewał razem z ówczesną żoną Haliną Żytkowiak (†64 l.). Byli piękną parą, a dzięki występom w Las Vegas mieli największe gwiazdy na wyciągniecie ręki. Kenny Rogers też tam bywał – wspomina Lichtman. – Krzysztof miał ogromny potencjał, na własne oczy widziałem, jak gratulowali mu zagraniczni menedżerowie i oferowali współpracę, szkoda że dał się namówić na powrót do Polski – dodaje przyjaciel Krawczyka.
Kenny Rogers i Krzysztof Krawczyk debiutowali w podobnym wieku i mieli podobną barwę głosu. Gdyby nagrali duet w USA, Krzysztof Krawczyk nie mieszkałby pewnie w skromnym domu w Jedliczach pod Łodzią, tylko w pałacu na wzgórzach Hollywood. Póki co musi przeżywać stratę w samotności, gdyż odwołał koncerty z powodu epidemii i nie rusza się domu.
Krawczyk opłakuje mistrza!
Krzysztof Krawczyk (74 l.) jest załamany. Właśnie żegna kolejną ważną osobę w swoim życiu – amerykańskiego piosenkarza country Kenny’ego Rogersa (†81 l.). Artysta zmarł w weekend w jednym z hospicjów. „To wstrząsająca dla mnie wiadomość! Odszedł od nas wielki wokalista, mój idol.... Poznałem go osobiście, jeżeli dobrze pamiętam, w 1993 r. Przesympatyczny człowiek. Radził mi, jak podczas wywiadu siadać na fotelu, by nie było widać brzuszka. Uwielbiam słuchać Kenny’ego Rogersa, bo jego głos działa uspokajająco, wręcz kojąco!” – napisał artysta w internecie.