Kiedy okazało się, że książę Karol ma koronawirusa, od razu pojawiły się pytania, co z królową Elżbietą: monarchini ma już przecież 94 lata i chociaż nie wygląda na chorą czy nawet zmęczoną, bez wątpienia stan jej zdrowia jest priorytetem.
Chociaż w rodzinie królewskiej koronawirusa podobno (już) nie ma, nie oznacza to, że sytuacja wygląda na opanowaną i spokojną. Wielka Brytania wciąż boryka się z nowymi przypadkami koronawirusa, a pozostała część Europy powoli godzi się z tym, że jesienią może być jeszcze gorzej. Z tego też względu królowa Elżbieta wciąż objęta jest kwarantanną domową. Przebiega ona dość luksusowo, ale póki co jej końca nie widać.
Z tego względu pojawiły się głosy, że 94-letnia monarchini już nigdy nie pokaże się publicznie. Jej rządy w formie, jaką znamy, odeszły do przeszłości. Teraz królowa rządzi niejako "z tylnego fotela", właściwe obowiązki przekazując powoli Karolowi. Oczywiście nikt nie podaje tego do publicznej wiadomości, bo taki "koniec" monarchii mógłby jeszcze bardziej podłamać Brytyjczyków, dla których Elżbieta jest symbolem. Wytłumaczył to ostatnio Andrew Morton, autor licznych książek o brytyjskiej rodzinie królewskiej.
- Wirus wyrządził monarchii większe szkody niż Oliver Cromwell. Brutalna prawda jest taka, że jej rządy są skończone. Koronawirus usadził księcia Karola na tronie. To niesamowicie przykre, ale nie widzę możliwości, by królowa wróciła do pracy. COVID-19 nie opuści nas w najbliższych miesiącach, jeśli nie latach - stwierdził w rozmowie z "The Telegraph".
Czytaj "Super Express" bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie "Super Express" KLIKNIJ tutaj >>>