To nic, że mikrofony skrzeczały, a chłopaki szarpali jakieś stare gitary... Chcieliśmy być jak Beatlesi, jak Czerwono-Czarni. I tak w szkole podstawowej w Człuchowie założyliśmy zespół "i". Na poważnie jednak moją małą karierą zajął się dom kultury w Koszalinie. Zaczął mnie wysyłać na wszelakie przeglądy, konkursy, tylko festiwal radzieckiej piosenki mnie nie chciał. Najważniejsza jednak była "Giełda piosenki" w Warszawie. To było przeżycie! Miałam 14 lat, a obok mnie występowali Maryla Rodowicz i Marek Grechuta. Ona śpiewała "Cóż ci powiem kochanie nowego", on "Pani mi mówi: niemożliwe".
Nieźle mi szło, jednak rodzice, i ja też, uważali, że powinnam mieć jakiś konkretny zawód. Poszłam do zawodówki, wybrałam handel. Potem kontynuowałam naukę w Technikum Ekonomicznym. Zdałam maturę, skończyłam handel wewnętrzny i zostałam księgową. Poszłam do pracy do zakładów meblarskich. Robiłam wszystko, herbatę, załatwiałam sprawy koleżankom na mieście, byle tylko nie siedzieć w biurze i nie wypełniać rubryk - "winien", "ma". A ile razy musiałam dopłacać z własnych pieniędzy do wypłaty pracowników, bo gdzieś, coś... nie wyszło tak, jak powinno być. A gdy przychodził bilans... Ile razy musiałam szukać 1 grosza, bo nie zgadzały mi się rubryki.
Wiem, że są tacy, którzy myślą, że artystka wyjdzie na chwilę na scenę, zaśpiewa "la, la, la" i nie wie, co to jest prawdziwa praca. No więc ja żartuję, że wiem, co to znaczy prawdziwa praca.
Jednak zrezygnowałam z niej, bo nie byłaby ze mnie dobra księgowa. - Już lepiej zostanę piosenkarką - zdecydowałam. Dowiedziałam się, że Flotylla, zespół Marynarki Wojennej, tworzył nową grupę. Pojechałam na przesłuchanie z tatą oczywiście. Oj tato, jedyną córkę wśród czwórki chłopaków, pilnował. Oni mogli wracać do domu o 22... Ho, ho, ho, nie do pomyślenia.
Przesłuchali mnie, Jacek Korczakowski, Danuta Baduszkowa (†59 l.) i zostałam z nimi na pięć następnych lat.