"Super Express": - Pracuje pani teraz nad rolą Marii Skłodowskiej-Curie?
Krystyna Janda: - Tak, ale na razie to wstępne prace. Rozpoznanie tematu, tak bym to nazwała. W kwietniu scenariusz staje do konkursu. Marię Curie zdążyłam już zresztą polubić i mój podziw do jej dzieła wzrósł. Okazało się, że była bardzo niekonwencjonalną kobietą, przyjemnie byłoby ją zagrać. Wiem już, co to rad i polon, ciągle w głowie przeliczam te tony rudy, które musiała przenieść i ogrzać, by uzyskać pierwszy gram radu. Mam dzisiaj do niej naprawdę wielki szacunek. Ale i bawi mnie, i wzrusza. Drobna, wspaniała, konkretna i niezwykła kobieta. Ofiarna i szalona, jeśli chodzi o naukę i służenie jej. Hojna, jeśli chodzi o swoje życie i zdrowie.
Przeczytaj koniecznie: Grażyna Szapołowska spotka się z Janem Englertem w sądzie - poszło o Tango OŚWIADCZENIE
- Ale zagra pani tylko jakiś etap jej życia...
- Ten ostatni. Od początku jak trwały rozmowy z Martą Meszaros (80 l., reżyserka i scenarzystka - red.), a pierwszy projekt powstał wiele lat temu, mówiłam Marcie, że jeśli to miałabym być ja, to chciałabym zagrać Skłodowską, świadomą, chorą, umierającą, samotną po stracie wielu współpracowników i bliskich.
- Coraz więcej aktorek przestaje się bać grania dojrzałych kobiet. Nie chcą być wiecznie młode...
- Ja nigdy się tego nie bałam. Moja rola w filmie "Parę osób, mały czas" jest tego najlepszym dowodem. Rola Jadwigi Stańczakowej była atrakcyjna, ale w sensie zadania aktorskiego, a nie atrakcyjności fizycznej. Ośmieliłam się też ją w pewnym sensie ośmieszyć. Pokazać, jakie są osoby niewidome, jak je postrzegamy. One nie wiedzą, jak wyglądają i to, choć jest zabawne, jest też bardzo wzruszające.
- Jakie ma pani jeszcze plany i marzenia? Kolejny teatr?
- O nie! Na razie za dużo gram, około 300 spektakli rocznie. Gram dlatego, że muszę, a nie dlatego, że chcę. Mam nadzieję, że to się zmieni.
Patrz też: Grażyna Szapołowska obraziła się na operatora, że pokazał jej zmarszczki WIDEO