Słowa Krystyny Jandy niestety nie tchną optymizmem. Jeszcze dwa tygodnie temu aktorka z uśmiechem na ustach uczestniczyła w Marszu Miliona Serc - mimo złamanej nogi, dołączyła do tłumu Polaków i na wózku inwalidzkim wzięła udział w manifestacji. Wielu fanów urzekła jej determinacja, nazywali "niezłomną". Niestety pod jej relacją z marszu pojawiło się również wiele bardzo przykrych słów, wręcz takich, które nie nadają się do cytowania. Niedługo po tym aktorka udzieliła poruszającego wywiadu Onetowi. Jej słowa są przejmujące, ale bardzo tragiczne. Czyżby przestała wierzyć w poprawę sytuacji?
Krystyna Janda o narodowej depresji
Aktorka ma jasne poglądy polityczne. Popiera opozycję i daje temu wyraz przy każdej okazji. W rozmowie również nie ukrywała, że pokłada wielką nadzieję w tym, że najbliższe wybory parlamentarne przyniosą zmianę w układzie sił politycznych. – Chcę jeszcze żyć i robić rzeczy, daj Bóg, ważne i wartościowe. W poczuciu, że żyję w dobrym, mądrym, otwartym kraju - powiedziała wprost. Dodała też , ze żyje w depresji, a jej chorobie na imię Polska. Szybko wyjaśniła, że wszystko to wynika ze zmartwienia: – W narodowej depresji. Jestem. Jak się nazywa ta choroba? Polska. Wielu ludzi ma podobnie. Martwimy się po prostu.
Janda nawiązała również do swoich wcześniejszych wypowiedzi i wspomniała swoją mamę. Gwiazda twierdzi, że rząd PiS przyczynił się do śmierci seniorki: - Dzisiaj na ulicy podszedł do mnie jakiś człowiek, dał mi kartkę, tam było napisane, że jego matka też umarła przez PiS, tak się tym udręczyła. Moja, przez pierwsze lata tych rządów, nie odchodziła od telewizora, złość, nerwy, widziałam, jak ją to zmienia. Diagnoza, guz, zresztą nie do końca rozpoznany.