Dzieciństwo wspominam fatalnie. To najgorszy okres w moim życiu i najcięższy. Byłam nieustannie prześladowana przez siostrę, rodzice byli prawie nieobecni. To były czasy wojny. Naloty, bomby, zagrożenia... Potem było już coraz lepiej. Najpierw szkoła baletowa i obsesja dyscypliny, później uwolnienie się z ram klasyki. Teraz jest cud-miód, robię to, na co mam tylko ochotę.
Podpisała cyrograf, że będzie tancerką
Jak zaczęła się moja przygoda z tańcem? Jestem strasznie uparta, stanowcza. Gdy do głowy wpada mi jakiś pomysł, to się go trzymam, aż się zdarzy to, co chcę.
Gdy miałam trzy latka, rodzice nie mieli z kim zostawić mnie i mojej siostry, więc zabrali nas na spektakl do teatru. Byli przekonani, że będę spała, a ja zachwycona patrzyłam na to, co dzieje się na scenie. Po powrocie do domu postanowiłam razem z siostrą, że zostaniemy tancerkami. Nie umiałam wtedy pisać, więc kazała mi podpisać cyrograf własną krwią. Przecięła mi palec żyletką i na kartce zrobiłam trzy krzyżyki. Obiecałam w tym cyrografie, że będę tancerką przez całe życie. Nie chciałam jednak nagiąć się do wszystkich punktów tego cyrografu, które wymyśliła Basia. Napisała tam, że nie będziemy mieć mężów ani dzieci. Na mężach mi nie zależało i do dziś nie wiem, po co w ogóle istnieje instytucja małżeństwa, ale co do dzieci, to się nie zgodziłam, bo chciałam mieć Trzech Króli - Kaspra, Melchiora i Baltazara. I tak Kasper urodził się w Warszawie, Baltazar w Paryżu, a zamiast Melchiora mam śliczną córeczkę Ernestynkę.
Z siostrą często się kłóciłyśmy i robimy to do dziś. Godziłyśmy się raz na tydzień, by za chwilę znowu się pokłócić. Dziś widujemy się raz na pięć lat i to zdecydowanie wystarczy. Basia tańczyła w Operze Warszawskiej, a teraz od lat mieszka w Szwajcarii. Tam prowadziła szkołę baletową.
Rodzice nie chcieli, żeby tańczyła
Pierwszy raz uciekłam z domu, gdy miałam trzy lata. Wydaje mi się, że wszystkie większe wybryki postanowiłam zrealizować dosyć wcześnie w moim życiu, by potem już nie popełniać błędów. Uciekłam niedaleko, bo do cioci, która mieszkała kilka ulic dalej. Znałam drogę, bo pokonywałam ją wiele razy z rodzicami. Mama Bronisława i tata Stanisław szukali mnie cały dzień.
Rodzice nie chcieli mnie wysłać do szkoły baletowej. Uważali, że jestem za chuda, za wątła i chorowita. Zrobiłam strajk głodowy i tata po 24 godzinach zmiękł. Kazał mi zjeść kanapkę, ale powiedziałam, że zrobię to dopiero, gdy mnie na te zajęcia zapisze. Poszliśmy do prywatnej szkoły na Ogrodowej 29 w Warszawie prowadzonej przez profesora Dąbrowskiego. Dopiero w drodze powrotnej zjadłam kanapkę.
Po dwóch tygodniach uczęszczania na zajęcia grupy dziecięcej przerzucono mnie na kurs dla dorosłych, bo podobno robiłam postępy. Tata był matematykiem. Pytał mnie dosyć często, czy jak przestanę machać nogami, to zacznę zarabiać na życie główką. Powiedziałam, że tak - i dziś trochę się staram tą głową pracować.