- Mój tatuś, wzburzony faktem, że córka (wszak z dobrej rodziny) ma w domu nieślubnego jegomościa, zaklinał mnie, żebym w żadnym wypadku nie miała romansu "na kocią łapę". Dla świętego spokoju zaakceptowałam koncepcję ślubu - opowiada "Super Expressowi".
Małżeństwo trwało trzy miesiące, bo okazało się, iż pierwszy mąż liczył raczej na jej rodzinny majątek... - Jedyny, największy błąd w moim życiu. Tyle że zdobyłam doświadczenie, że nie należy słuchać rodziców... - podkreśla pani Krystyna.