Małgorzata Kożuchowska nie kryje się ze swoją wiarą i często podkreśla, jak ważny w jej życiu jest Bóg. Kiedy poznała Bartłomieja Wróblewskiego, wiedziała, że chce wziąć z nim ślub kościelny, bo nic tak nie cementuje związku jak przysięga w kościele.
– Uważam, że ważne jest w życiu zrobienie takiego kroku, od którego człowiek wie, że nie ma odwrotu, że to jest na całe życie, że musi dokonać wyboru, o którym wie, że będzie się łączył z długofalowymi konsekwencjami. Jestem osobą wierzącą i dla mnie to jest bardzo ważne, że ślubuję nie tylko przed drugim człowiekiem, lecz także przed Bogiem, i to mi daje duże poczucie pewności, że wszystko będzie dobrze. Bo to nie opiera się tylko na nas, ludziach, i na tym, że my się też zmieniamy, jesteśmy słabi, mamy wady, gorsze momenty, jesteśmy niedoskonali, nie – ten związek zawierany w kościele jest pobłogosławiony przez Boga. Ale też kiedy są cięższe chwile, mam się do kogo zwrócić: Boże, ślubowałam, ale weź teraz zerknij na nas, bo widzisz, że nie jest najlepiej, wyciągnij rękę i pomóż – wyznała w internetowym wywiadzie z cyklu „Moje gniazdo”.
Zapytana o sekret udanego małżeństwa, dodała: „Trzeba starać się robić jak najwięcej rzeczy wspólnie. Dziecko jest papierkiem lakmusowym, jest najszczęśliwsze wtedy, kiedy wszyscy są w domu (…). Role przemijają, wszystkie – i te lepsze, i te gorsze. Brawa milkną, kurtyna zawsze opada, zawsze wyłącza się telewizor i wychodzi z kina, a mamą jest się zawsze – do końca”.
Była już gwiazda „M jak miłość” rozpływała się także nad swoim ukochanym. – Jest moim mężem, ojcem mojego dziecka i to, co mogę powiedzieć – to była dobra decyzja – przyznała. Nic, tylko pozazdrościć.