Cztery lata temu Krzysztof Baranowski zdecydował się oddać żonę, która choruje na alzheimera, pod opiekę specjalistów. Odwiedza ją tak często jak tylko może. Wkrótce jednak zostawi ją na rok.
Krzysztof Baranowski wyrusza w samotny rejs
– Sytuacja Bogusi jest dramatyczna od czterech lat, ale pomyślałem, że mogę sobie zrobić urlop, bo czy jestem w kraju, czy mnie nie ma, to dla niej to nie robi żadnej różnicy. Jest na specyficznych lekach. Nie wiem, czy jest z nią lepiej, czy gorzej, po prostu trzeba czekać. Ale może nie ma tych utrapień codziennych? Może ten jej świat jest spokojny? A może nawet na swój sposób szczęśliwy? – zastanawia się żeglarz w „Życiu na gorąco”.
Baranowski zadbał o to, by podczas trwającego rok rejsu, mieć stały kontakt z personelem ośrodka.
– Jakby coś się Bogusi stało, zmierzam do najbliższego portu, wsiadam w samolot i wracam – mówi. – Boję się tego rejsu, jak cholera. Chyba każdy, by się bał, bo w Zatoce Adeńskiej w Afryce można spotkać piratów, a z kolei na zachodnim Atlantyku na jachty napadają orki, obgryzając im płetwy sterowe – dodaje.
Koniec końców kapitan Baranowski stara się odganiać czarne myśli, by w lipcu stanąć za sterem. Jak sam mówi - nie będzie to droga podróż.