O swojej chorobie dowiedział się w 1991 roku. Przez przypadek - podczas wizyty kontrolnej. Wspomniał o chorobie siostry, a lekarz skierował Go na badanie USG, na którym wykryto nowotwór. Niestety, choroba była już w takim stadium, że należało usunąć nerkę, aby uratować życie. Lekarze dawali mu wtedy 5 procent szans na przeżycie. Ale ten wyrok Kolberger przyjął ze spokojem. Niejednokrotnie podkreślał, że jest pogodzony z losem i przygotowany na każdą okoliczność. Jego przyjaciel Jan Englert (67 l.) ujawnił wczoraj dodatkową motywację, która pchała Go do walki o życie.
>>> Krzysztof Kolberger wiedział, że umrze w wieku 61 lat
- W 1992 roku powiedział mi, że jest spokojny, bo dożyje 61 lat. Ktoś Mu to wywróżył, jest dla mnie zdumiewające, że tak się stało. Jak silna była wiara w magię tej cyfry - powiedział aktor w TVN24.
Reżyserował nawet ze szpitala
Tamta operacja się udała, niestety komórki rakowe odnowiły się i w 2006 roku, zaatakowały ponownie. Tym razem trzustkę. Dzięki szybkiej interwencji i kolejnej operacji rozwój nowotworu został zatrzymany. Jednak nie udało się go całkowicie wyleczyć. Choroba nie dawała za wygraną i zaatakowała po raz trzeci, do tego doszła cukrzyca . Mimo to Krzysztof Kolberger był cały czas aktywny. Reżyserował nawet ze szpitalnego łóżka...
- Nie chciałem tracić czasu. Bo odkąd zachorowałem, wiedziałem, że muszę się spieszyć. I to jest może ta istotna zmiana, jaką dokonała we mnie choroba. Nie mogę sobie pozwolić na żadne przestoje - opowiadał "Super Expressowi" na 4 miesiące przed śmiercią.
Pogodnie myśłał o śmierci
Do końca nie poddawał się chorobie, zachował pogodę ducha.
- Czy żartuję ze śmierci? Może nie tyle żartuję, bo to nie jest temat do żartów, tylko pogodnie o niej myślę... Mówienie pogodnie o śmierci powoduje, że się z nią bardziej oswajamy - opowiadał w rozmowie z "VIVĄ".
- On mówił do "kostuchy": Jak ty mnie z tej strony, to ja cię z drugiej... - tłumaczy nam ten fenomen i pogodę ducha aktor Marek Barbasiewicz (66 l.).
Każdy z tych, którzy Go znali, podkreśla, że nigdy nikogo nie obarczał swoją chorobą. To Jego bliscy bardziej się o Niego martwili.
- Wiedzieliśmy, że jest bardzo chory, modliliśmy się za Niego w kościele. On miał chyba jakiś układ z Bogiem. To był cud, że żył. Krzysztof był człowiekiem niezwykłym, biła od niego taka chęć życia, fala dobroci do ludzi... - wspomina zapłakana Ewa Kasprzyk (54 l.)
I ten pakt z Najwyższym skończył się 7 stycznia 2011 r. Bóg zabrał Go tam, gdzie choroby nie mają już żadnego znaczenia...
Patrz też: Zmarł Krzysztof Kolberger - przegrał walkę z rakiem nerki i przerzutami
Michał Lenarciński, redaktor "Super Expressu", absolwent szkoły filmowej w Katowicach: Na początku była awantura
Trudno mówić i pisać o Nim, że już Go nie ma, chociaż, co może zabrzmieć okrutnie, śmierć Krzysia dla nikogo nie była zaskoczeniem: chorował blisko 20 lat. Miałem szczęście poznać Krzyśka, zanim dopadła Go choroba. Okoliczności naszego pierwszego spotkania były jak najbardziej zawodowe oraz nieprzyjemne. A miejsce...
Poznaliśmy się w Oświęcimiu, na terenie obozu koncentracyjnego, gdzie Leszek Wosiewicz kręcił "Kornblumenblau" - jeden z najlepszych polskich filmów opowiadających o II wojnie światowej. Krzysiek grał niemieckiego oficera zwanego Bławatkiem (czyli Kornblumenblau), ja byłem II kierownikiem produkcji tego filmu. "Kolba" (bo tak często był przezywany) wszedł pewnie do biura filmu i zaczął narzekać na hotel. Zdenerwowałem się na marudzącego artystę i w kilku przykrych słowach powiedzieliśmy sobie, co o sobie myślimy. Nie było miło.
Wieczorem w hallu hotelu ludzie z produkcji i pionu reżyserii zaaranżowali kilkuosobowe przyjęcie, na które zaprosili Kolbergera. Wiedząc, że tam będzie, obrażony nie poszedłem. Po kwadransie ktoś pukał do moich drzwi. - Panie Michale, czekamy - to był Krzysiek. Dołączyłem do grupy, "Kolba" posadził mnie obok siebie. Po godzinie byliśmy już po imieniu, a przyjęcie skończyliśmy jako ostatni, o świcie. Od tamtego czasu (było to 24 lata temu) widywaliśmy się dość regularnie: przy okazji wywiadów, festiwalu filmowego w Gdyni, świąt, Krzysia premier teatralnych czy filmowych. W ostatnich latach Krzysiek gasł i niknął. Bodaj trzy, cztery lata temu, po kolejnej jego operacji, spotkaliśmy się na Bulwarze Nadmorskim w Gdyni. Przywitaliśmy się, jak zawsze ściskając się za ramiona. Boże, jak Krzyśka zrobiło się mało - pomyślałem, delikatnie Go obejmując ze strachem. A dziś nie ma Go już wcale... Pozostały jego role, pozostało kilka wspólnych fotografii i wielkie ciepło, jakim zawsze emanował.
Ewa Kasprzyk (54 l.), aktorka: To był cud, że tyle przeżył
- Modliliśmy się za Niego w kościele. On miał chyba jakiś układ z Bogiem, to był cud, że żył. Ostatni raz spotkaliśmy się w telewizji pół roku temu, opowiadaliśmy na wizji o festiwalu szekspirowskim organizowanym przez Andrzeja Wajdę. Krzysztof, który od szkoły grał role szekspirowskie, nie mógł sobie ich przypomnieć. Tak był wyniszczony. Przepraszał za to, że zapomina, przepraszał, że musi wyjść, zrobić sobie zastrzyk...
Artur Barciś (55 l.), aktor: Jego walka nas zadziwiała
- Chyba nie znajdę nikogo, kto by wspominał źle Krzysztofa. To była chodząca dobroć. Chorował od wielu lat, ale od trzech lat choroba wróciła ze zdwojoną albo nawet potrojoną siłą. Przeżywaliśmy to, co się działo, ta Jego walka zadziwiała, zadziwiała tym, że jest ciągle zwycięska. Wszyscy już godziliśmy się z tym, że Krzysztof nas opuści, ale On znowu wygrywał kolejną bitwę. Nadal grał, występował, był cały czas aktywny.
Wojciech Niżyński, scenarzysta, producent: Był wybitny i wspaniały
- Wspólnie spędziliśmy ponad miesiąc w Wietnamie, gdy kręciliśmy film "Klątwa doliny węży". Oprócz Krzyśka była tam też Ewa Sałacka i Leon Niemczyk. Tak się złożyło, że wszystkich ich już dziś nie ma. Zapamiętałem Go nie tylko jako wybitnego aktora, ale także wspaniałego kompana tej podróży. Krzysiek pasjonował się szachami. Kupił sobie wtedy piękne szachy z kości słoniowej, udało nam się rozegrać nimi parę partii...
>>> Komentarze-kondolencje dla rodziny Krzysztofa Kolbergera