- Już dawno nie widziałam Krzysztofa tak uśmiechniętego! - mówi nam żona piosenkarza, Ewa. Krawczyk z rodziną i przyjaciółmi na odpoczynek wybrał piękne polskie Mazury. Okolice Giżycka, Mikołajek, Ryna... - Wynajęliśmy jacht i opływamy nim kolejne jeziora - mówi nam Krzysztof. - Czy śpimy, gotujemy na łajbie? Ależ oczywiście! Jeden dzień na łódce, jeden w hotelu... Bo tak cały czas nocować w kajucie... Trochę kości bolą - dodaje.
Załoga liczy siedem osób. W jej skład wchodzą: Leszek Markuszewski, kardiolog i przyjaciel Krzysztofa z żoną Małgosią. Jest szwagierka piosenkarza Basia, asystent Krawczyka i kierowca Mirek Gołębiewski z żoną Ewą, no i gwiazdor ze swoją żoną... Każdy ma tu funkcję i obowiązki.
"Jestem armatorem leniem"
- Profesor jest komandorem i kulturalno-oświatowym. Opowiada takie kawały, że od śmiechu bolą nas brzuchy. Moja Ewunia jest oficerem i ochmistrzynią. Ja jestem armatorem leniem, a czasem kuchcikiem - wymienia pan Krzysztof.
Przygody? Ależ oczywiście, są, i te mrożące krew w żyłach, i te śmieszne.
- Raz mieliśmy spory przechył, tak spory, że poczułem oddech jeziora na plecach - opowiada wokalista. Innym razem rozpoznali go wczasowicze. - Chciałem zachować anonimowość, więc uciekłem do pokoju. Ale oni stanęli pod balkonem i zaczęli wołać: "Krzy-sztof-Kraw-czyk!, Krzysztof...! Mogłem wyjść na balkon i zaśpiewać jak Kiepura... Stchórzyłem - wzdycha piosenkarz.