Państwo Krawczykowie, uwielbiali razem tańczyć. Robili to nawet na scenie podczas koncertów piosenkarza. Kiedy wracali do domu, włączali telewizję i podziwiali jak artyści walczą o finał. Jak się okazuje, mieli swoich ulubieńców, na których wysyłali SMS-y. Potrafili również niczym Iwona Pavlović, ostro oceniać ich zmagania na parkiecie. - Jestem wzruszona, że w programie tancerze i gwiazdy zatańczyli do utworów mojego męża. Razem z Krzysiem oglądaliśmy "Taniec z gwiazdami" i robiliśmy to nawet po naszych koncertach. Byliśmy bardzo ostrymi krytykami i nie zostawialiśmy suchej nitki na tancerzach. Razem z Krzysiem wysyłaliśmy SMS-y na naszych ulubieńców - mówi nam Ewa Krawczyk. Jednym z nich był Rafał Maserak. - Był naszym ulubieńcem od zawsze. Nazwaliśmy go z Krzysiem spirytusikiem, bo go bardzo polubiliśmy. Jest pozytywny, radosny i bardzo energetyczny. Kiedyś nawet się z nim spotkaliśmy na trasie i przyszedł się z nami przywitać. Powiedzieliśmy mu, że tak go nazwaliśmy - dodaje pani Ewa.
Dziś, prawie półtora roku po śmierci Krzysztofa Krawczyka, "Super Express" dowiedział się, że telewizja robiła wszystko, by artysta wystąpił w "Tańcu z gwiazdami". Jak wyjaśnia nam jego żona, były dwa powody, z powodu których musiał odmówić.
- Krzysiu wiele lat temu dostał propozycję wzięcia udziału w "Tańcu z gwiazdami". Nie przyjął jej. Kategorycznie odmówił. Po pierwsze, miał już wtedy problemy z biodrem, a po drugie, mieliśmy taką zasadę, że ja nie tańczę z żadnymi mężczyznami, a on z żadnymi kobietami. Powiedział wtedy "Żona by mi oczy wydrapała, gdybym się zgodził" - śmieje się Ewa Krawczyk.