Krzysztof Krawczyk urodził się 8 września 1946 r. Gdyby żył, miałby 78 lat. Niestety gwiazdor odszedł nieco ponad 3 lata temu. Zmarł 5 kwietnia 2021 r. Zaledwie dwa dni wcześniej opuścił szpital, w którym znalazł się z powodu ciężkiego stanu zdrowia wywołanego przez COVID. Wydawało się, że z artystą jest lepiej, ale nagle, gdy już przebywał w domu, zasłabł. Wezwano karetkę, która szybko przewiozła go do szpitala, jednak Krawczyka nie udało się uratować. Piosenkarz pozostawił zrozpaczoną żonę i syna, który do dziś walczy z nią o spadek.
Krawczyk zmarł jako legenda polskiej sceny muzycznej. Jednocześnie nigdy nie ukrywał tego, jak wyglądało jego życie, zanim odnalazł Boga i szczęście u boku ukochanej Ewy. A różowo nie było. Krzysztof imprezował, alkohol lał się strumieniami, narkotyki pozwalały przetrwać kolejny koncert podczas długiej trasy. Krawczyk nie wybielał się, a fani i tak go uwielbiali. I nadal uwielbiają!
Zobacz także: Walka o spadek po Krzysztofie Krawczyku. Jego syn apeluje do Ewy Krawczyk. Mamy wideo
Alkohol, narkotyki i znów alkohol. Krawczyk się nie oszczędzał
Krzysztof zaczął robić karierę jako młody chłopak. Miał tylko 17 lat, kiedy założył kultowych Trubadurów, 18 lat, gdy debiutował na scenie, a 19, kiedy zaśpiewał w Opolu. I zaczął się szał. Krawczyk śpiewał z Trubadurami, później solowo - zawsze umiał zrobić wrażenie na publiczności. Grał w Polsce, jeździł w trasy. To było wymęczające.
Kilkakrotnie byłem w Związku Radzieckim. Alkohol pomagał w przetrwaniu na tych długich, pod względem odległości i czasu, trasach – stwierdził Krawczyk w swojej autobiografii "Życie jak wino".
Ale alkohol wkrótce przestał wystarczać. Krawczyk przerzucił się na narkotyki.
Kolega dał mi skręta z marihuany, żebym sobie po koncercie zapalił. Niestety w tamtych czasach robiłem to często – wspominał w książce.
Im dłużej Krawczyk był poza krajem, tym bardziej musiał się wspomagać.
Miałem zespół w Las Vegas, wszyscy wciągali kokainę, delikatnie tam jakiś hasz i gandzia, miałem swój narkotyk pod tytułem dobry koniak. Rozluźniało mi to struny głosowe - opowiadał szczerze w "20m2 Łukasza".
Narkotyki i alkohol wciągnęły Krawczyka, ale piosenkarz uważał, że się od nich nie uzależnił. Gdy stwierdził, że ma dość takiego życia, po prostu przestał pić, palić i brać. Według artysty czuwał nad nim Bóg.
Nigdy nie uzależniłem się od narkotyków czy alkoholu. Mam odporność na używki. Paliłem skręty, brałem kokainę. Pracowaliśmy całą dobę i kawa nie zawsze pomagała. Jednego dnia jednak rzuciłem wszystko. Ot, tak. Pan Bóg mnie strzegł – opowiadał w "Fakcie".
A w "Super Expressie" tłumaczył:
Powinienem być alkoholikiem, ale nie jestem. To dziwne, że się nie uzależniłem po takiej ilości alkoholu, jaki wypiliśmy z Trubadurami. Wtedy jedyną dostępną używką była ciepła wódka. Zdarzało się wyjść po pięćdziesiątce na scenę, gdy nie była ogrzewana. Całe życie trzeźwi nie byliśmy, ale nigdy nie przeszkodziło nam to w pracy.
Krawczykowi jednak nie wystarczyły używki typu koniak czy kokaina. Wizyty u lekarzy, którzy przepisywali mu najróżniejsze leki, poskutkowały uzależnieniem.
Dostałem się w ręce takiego lekarza, który mnie faszerował lekami powodującymi na scenie taką euforię, że w nocnych klubach, w których grałem, miałem wprawdzie tłumy ludzi, ale stałem się lekomanem – zdradził w "Tele Tygodniu".
Zobacz także: Menadżer Krzysztofa Krawczyka chce spełnić jego ostatnie życzenie. Chodzi o grób
Zakochał się i nagle wszystko nabrało sensu
Lekiem na lekomanię okazała się miłość do Ewy, która była przy nim aż do śmierci, i miłość do Boga, o którym Krawczyk chętnie opowiadał.
Moja ukochana Ewa... Ona wypełniła lukę w moim życiu. Sprawiła, że stało się ono pełne i prawdziwe. Dzięki temu wiem, co jest tak naprawdę ważne. Zjawiła się w chwili, gdy miałem już za sobą wiele doświadczeń. Nie byłem już białą kartą. Pojawiła się kobieta cud, która wyrzuciła mi te wszystkie świństwa i powiedziała: Ja będę twoją lekomanią – chwalił ukochaną partnerkę w autobiografii.
Poznali się w 1982 r. Ewa miała tylko 22 lata, Krzysztof był popularnym piosenkarzem z dwoma nieudanymi małżeństwami na koncie i kilkuletnim synem. Pił, narkotyzował się, był uzależniony od leków. Podobno Ewa potrzebowała czasu, aby się do niego przekonać. 4 lata później byli małżeństwem. Trwali przy sobie na dobre i na złe, choć w 2002 r. złego było tyle, że wzięli rozwód.
Długo bez siebie nie wytrzymali, a gdy wrócili do siebie, wzięli kolejny ślub. Ewa była przy Krawczyku do końca.
Zobacz także: Wdowa po Krzysztofie Krawczyku wyznała bolesną prawdę. "Wszyscy tylko czekali, kiedy ja się stoczę"
Krzysztof Krawczyk porzucił używki i romanse, odnalazł Boga
Krawczyk nie był religijny - do czasu. Wiara w Boga wróciła, kiedy w jego życiu pojawiła się Ewa. Kochał ją i dla niej się zmienił. Kiedy kilka lat później udało mu się przeżyć wypadek, w którym poszkodowany został jego syn, nie miał wątpliwości, że uratował ich właśnie Bóg.
Zobacz także: Krzysztof Krawczyk Junior nie ma na nic pieniędzy. Musi stołować się u znajomych
Wierzył w niego do końca życia, a o relacji z Bogiem mówił równie często i otwarcie jak o uzależnieniu od leków. W każdej poruszanej kwestii był szczery do bólu - nie ukrywał ani wybryków z przeszłości, ani poglądów.
Nawracam się do dziś. Żyję według dekalogu. Bóg jest moim guru i moim mistrzem. (...) Bóg przez to wszystko zahartował mój charakter - opowiadał w "Fakcie"
Krawczyk, zanim zmarł, zdążył pożegnać się z żoną. Ostatnie słowa, jakie do niej powiedział, to "Moja kochana laleczko".
Zobacz także: Ewa Krawczyk w końcu to ogłosiła. Szykują się wielkie zmiany w domu po muzyku
Zobacz więcej zdjęć. Krzysztof Krawczyk miał trudną przeszłość. Ewa odmieniła jego życie