Kiedy w grudniu zeszłego roku przeszedł operację wszczepienia endoprotezy lewego stawu biodrowego myślał, że po rehabilitacji szybko wróci do zdrowia i na scenę. Niestety, koronawirus pokrzyżował wszystkie jego plany. Wcześniej pozwolił organizatorom grudniowego koncertu w Pruszkowie na sprzedaż biletów. Niestety, ten koncert się nie odbędzie.
- Krzysztof nie wróci na scenę. Nie będzie dawał koncertów. Za bardzo boimy się korona wirusa – mówi nam żona artysty, Ewa i dodaje: - Na szczęście żyliśmy skromnie i mamy oszczędności. Muzycy znaleźli inna pracę, chórek i kierowcy też, a manager Krzysztofa, Andrzej Kosmala (74 l.) przygotował wydanie nowej płyty „Horyzont”. Właśnie trafiła do sprzedaży.
Mimo ogólnego przygnębienia w branży, Krawczyk nie traci wiary i nadziei, jest tez przygotowany na najgorsze. - Finiszując w biegu mego życia nie wypatruję jednak napisu meta. Jako człowiek wierzący wiem, że dla mnie nie ma mety, bo przede mną jest horyzont, w którego stronę zmierzam. Lecz będę walczył do ostatniego dźwięku, chyba, że od publiczności usłyszę: „Panu już dziękujemy”! Albo Bóg mój zaprosi mnie do swego niebiańskiego chóru. Zapewne skieruje mnie do sekcji polskiej, a tam spotkam tak wielu moich przyjaciół – wyznaje pan Krzysztof.
Płyta „Horyzont” to bardzo osobista płyta. Wraca do czasów strasznego wypadku z 1988 r., kiedy to „był blisko przekroczenia horyzontu życia”.
- Życie pisze nieprawdopodobne scenariusze. Otóż młody lekarz, Maciej Świtoński., który miał dyżur tego fatalnego dnia, zanim został lekarzem skończył szkołę muzyczną! Czyż to nie jest zrządzeniem losu, że akurat trafiłem w ręce lekarza-muzyka? I to on napisał potem kilka piosenek dla mnie, a teraz jest twórcą piosenki „Horyzont”! Taką piosenkę o życiu i jego przemijaniu mógł tylko napisać człowiek, którego treścią życia jest codzienna walka o życie ludzkie… - tłumaczy Krawczyk.