Żonę Danutę poznałem w życiu prawdziwie dorosłym, choć wciąż mieszkałem z rodzicami. Był początek lat 90., karnawałowa prywatka. Założyłem stary garnitur pożyczony od wujka, udawałem nieudacznika. Przyszłej żonie powiedziałem, że na co dzień jestem rozwozicielem mleka, który jeździ NRD-owskim roburem. Uwierzyła, co mnie trochę zdziwiło. Ale dała się złapać na haczyk. I tak się zaczęło. Potem skończyłem studia, zacząłem wysyłać CV. Paradoksalnie jako młody inżynier marzyłem o pracy w... reklamie. Ale nie chcieli mnie, więc trafiłem do firmy, gdzie przez trzy lata pracowałem jako... inżynier!
Patrz też: Krzysztof Ziemiec: Miałem budować drogi w Iraku
Dziennikarstwo radiowe cały czas jednak grało mi w duszy. Pamiętam, jak kilka lat wcześniej, podczas pielgrzymki Jana Pawła II do Polski w 1987 r., myślałem sobie, jak bardzo chciałbym to relacjonować. Podobnie, gdy Reagan w Berlinie mówił do Gorbaczowa: "Panie Gorbaczow, zburzmy ten mur".
Zrobiłem więc dodatkowe dziennikarskie studia podyplomowe i dosłownie z ulicy trafiłem do Programu III Polskiego Radia. Zacząłem być dziennikarzem. Dużo powiedziane... bo zaczynało się jak u szewca! Trzeba było znaleźć sobie mistrza, któremu można było przyglądać się, jak to robi, jak dobiera słowa, jak buduje atmosferę, jak montuje. Mimo że w hierarchii zawodowej spadłem o kilka szczebli (kiedyś miałem dobrą pensję, służbowy samochód, a teraz byłem pomocnikiem pionka), byłem szczęśliwy. Przyszedł jednak taki monet, kiedy, jak wielu dziennikarzy, zacząłem zastanawiać się, czy jestem na właściwej drodze. I odszedłem z radia. Zostałem kierownikiem kina Femina, pierwszego w III RP Multipleksu! Bez dziennikarstwa wytrzymałem 3 miesiące. Wróciłem...
Co dalej? Nie wiem. Może napiszę kolejną książkę? A może będzie to film? Po ostatnim doświadczeniu w filmie "Jan Paweł II, szukałem was", może trzeba pójść dalej tą drogą? Nie po to, by stać na pierwszym planie, ale może jakieś małe role... Dlaczego nie. A może sam zrobię film. Jest tyle tematów, które leżą na ulicy. A na dziś? Chciałbym być dobrym dziennikarzem i pozostać normalnym, przyzwoitym człowiekiem.
Przeczytaj koniecznie: Krzysztof Ziemiec: Mieszkałem z rodzicami do trzydziestki
Czuję opiekę Boga. Myślę, że bez Jego opatrzności nie wyszedłbym z wypadku żywy. Lekarze pewne rzeczy przede mną ukrywali, gdy było ze mną naprawdę źle. Tak źle, że w krytycznym momencie trzeba było liczyć niemal na cud, który faktycznie nastąpił!