Tym razem Magda Gessler pojechała do Lublina, gdzie znajduje się "Restauracja Rodzinna". Lokal prowadzi Dorota i jej partner, który we wszystkim bardzo jej pomaga. Oboje jednak narzekają na zmęczenie i natłok obowiązków. Według właścicielki głównym problemem nie jest kuchnia, a pracownice, które nie angażują się w pracę, tak jak powinny. Tu oczywiście zdania były podzielone. Zdaniem załogi, to szefowa nie potrafi się z nimi komunikować i nie radzi sobie z nadmiarem obowiązków.
Tradycyjnie Magda Gessler spróbowała kilka potraw. Choć pierwsze bardzo jej smakowały, kolejne nie przypadły już jej do gustu. - Czy wyście w ogóle jedli kiedykolwiek dobre jedzenie? To jest taki szajs jak nigdy! W komunie tak źle nie gotowali, chyba że w szpitalu. To jest szpitalne żarcie, albo z przedszkola - oceniła.
Gessler miała nosa - okazało się, że jedna z kucharek pracowała w przeszłości właśnie w szpitalu i szkole. W restauracji panowała również ogromna dezorientacja. Załoga uskarżała się, że właścicielka nie szanuje ich pracy. Dopiero prowadząca Kuchenne rewolucje uświadomiła im, że problemy wynikają z ogromnego stresu Doroty. Otóż jej partner codziennie zmaga się z niebezpieczeństwem, pracując głęboko pod ziemią jako górnik.
- Bardzo jest zajechana. Staram się pomóc, ale nie jestem wszechmocny - mówił Mariusz.
Podczas Kuchennych rewolucji zmieniła się nazwa lokalu. Dawna "Restauracja Rodzinna" będzie odtąd "Miedzianą". Zmienił się również wystrój i kuchnia. W karcie będzie odtąd królowała kuchnia śląska. Podczas uroczystej kolacji goście byli zachwyceni zmianami i nowym menu.
Tradycyjnie po kilku tygodniach Magda Gessler wróciła, by sprawdzić, jak radzi sobie Dorota. Okazało się, że z załogi odeszła Karolina, która zarzucała właścicielce złe traktowanie. Dania, które widniały w karcie były tak samo smaczne, jak te podczas finałowej kolacji. Jednak najlepsze okazało się to, które Dorota sama wprowadziła do karty.
- Chyba zawału dostanę - nie dowierzała Dorota.