Magda Gessler tym razem odwiedziła Wrocław. Bar na Szybkiej mieści się w centrum miasta, ale w mało urodziwej okolicy. Przekonani o swoim talencie gastronomicznym właściciele lokalu, dopatrywali się braku gości w likwidacji pobliskiej firmy. Dotychczas klientami Baru na Szybkiej byli pracownicy przedsiębiorstwa. Po wizycie Magdy Gessler okazało się jednak, że to nie główna przyczyna niepowodzenia. Dania bez smaku trzymane kilka godzin w bemarze nie nadawały się do jedzenia. Nie obyło się bez sprzeczki z szefową, która trzymała zupy w prawie 40 stopniowym upale poza lodówką. Kobieta twierdziła, że zabiera je do domu i nie ma sensu władać ich do lodówki.
Restauratorka przeprowadziła dochodzenie. Okazało się, że właściciele używają w kuchni chemii polepszającej smak. Na dodatek w lokalu nie przewiewu powietrza i rozlega się nieprzyjemny zapach starego jedzenia. Odbył się też test. Właściciel lokalu uważał się za posiadacza super węchu i smaku. Niestety oblał egzamin z rozpoznania części wołowiny. Żaden z pracowników kuchni nie umiał nazwać nawet jednego fragmentu mięsa wołowego. Na szczęście Magda Gessler wprowadziła rewolucję w życie. Knajpa zmieniła się w Stację Wrocek - miły bar dla studentów, gdzie można zjeść pyszne sałatki, wspaniałą zupę pomidorową i cudownie wypieczonego burgera z kotletem wołowym.
Weryfikacja, czy rewolucja sie udała nie była łatwa. Wszystko wskazywało, że Gessler nie podpisze się pod knajpą. Nie smakowała jej sałatka, a burger był chaotyczny. Zmazała nawet swój kredowy portret, który powstał w czasie kolacji dla gości. Na szczęście właściciele dostali kredyt zaufania. Okazało się, że pierwszy portret został zastąpiony nowym z napisem "Petarda, besos, wrrrr".
Zobacz: Katarzyna Dowbor OSTRZEGA MagdĘ Gessler: Powinna się BAĆ!