Trzeba przyznać, że wybrańcy musieli przejść naprawdę długą drogę. Do pokonania było 1200 kandydatów, więc trzeba było dać z siebie wszystko. Po pierwszej selekcji wyłoniono "tych najfajniejszych", którzy musieli się potem sprawdzić na... imprezie w klubie.
- Chcieliśmy zobaczyć, czy oni będą w stanie gadać po alkoholu, czy nie bełkoczą - opowiada Jerzy Dzięgelewski, producent polskiej wersji programu, w wywoadzie dla kafeteria.tv.
Zobacz: Warsaw Shore. Wybraliśmy szczyt żenady!
To jeszcze nie koniec. Szczęśliwcy, którym po pijaku nie plącze się język trafili do psychologa!
- Każdy z kandydatów przeszedł badania psychologiczne, bo chcieliśmy wiedzieć, czy ktoś, kto siedzi naprzeciwko nas nie ściemnia, nie udaje, czy nie jest psychopatą - zdradza producent.
Dzięgelewski wyznał też, że ma swojego faworyta z ekipy. Chwali Pawła Cattaneo, bo - jak twierdzi - urodził się, żeby wziąć udział w tym programie. Też tak myślicie? Gdybyście nie pamiętali, który to uczestnik podpowiadamy: lubi malować paznokcie, był już w łóżku ze wszystkimi mieszkankami willi, a Ewelina nazwała go "Włochem od siedmiu boleści".
Czytaj więcej: Erotyczna sesja w Warsaw Shore: "Czułem, że powoli mi staje"