Piosenkarka jest niemal pewna, że król popu padł ofiarą spisku współpracowników, którzy chcieli zagarnąć jego fortunę. A kryminalni są już o krok od ustalenia, kto wstrzyknął muzykowi śmiertelną dawkę silnych leków przeciwbólowych. Morderców na własną rękę tropi też La Toya.
Skusił ich majątek
- Zabili Michaela, bo dzięki prawom do swoich utworów jest wart ponad miliard dolarów - wyznała łamiącym się głosem piosenkarka. - Przez lata faszerowali mojego brata tonami pigułek, by nim manipulować. A on ślepo ufał każdemu, kto był dla niego życzliwy - mówiła dziennikarzom La Toya. Podobno w dniu śmierci z jego ekskluzywnej posiadłości w Los Angeles zginęła cenna biżuteria i pliki banknotów o wartości 2 milionów dolarów.
Miał dość muzyki
Siostra Jacksona odkryła też, że podejrzani współpracownicy zmusili Michaela do podpisania kontraktu na 50 koncertów w Londynie. - Brat był wyczerpany przygotowaniami do trasy koncertowej. Chciał wrócić na scenę tylko dla swoich fanów. Marzył, by rzucić muzykę i poświęcić się reżyserowaniu horrorów - zwierzyła się dziennikowi La Toya.
By wyjaśnić tajemniczą śmierć "Jacko", wokalistka cofnęła się pamięcią do ich ostatniego spotkania. Trzy tygodnie przez odejściem gwiazdora, na kolacji z okazji 60. rocznicy ślubu Katherine (79 l.) i Joego (80 l.) Jacksonów, od Michaela biła radość życia. Gdy zobaczyła go martwego na szpitalnym łóżku, była w szoku, bo jej brat przypominał już wrak człowieka.