Laura Łącz zainwestowała rodzinny majątek, by kupić synowi Andrzejowi luksusowe mieszkanie. Niestety deweloper, który zajmował się inwestycją, splajtował, a aktorka straciła masę pieniędzy. Od siedmiu lat gwiazda "Klanu" walczy by otrzymać akt notarialny mieszkania. - Upadł bank, który był powiązany kredytowo z tą firmą. Wkrótce i ona ogłosiła upadłość. Zostałam z tym sama, nie mam znikąd pomocy - mówiła jakiś czas temu Łącz w rozmowie z magazynem "Na żywo". Firma deweloperska jest zadłużona i nie ma środków, by oddać pokrzywdzonym klientom ich pieniądze.
Aktorka by kupić synowi wymarzone, ponad 100-metrowe mieszkanie w centrum Warszawy, musiała sprzedać swoje inne nieruchomości. Raczej nie odzyska już zainwestowanych pieniędzy, czyli ok. pół miliona złotych. Okazuje się, że środki pochodziły ze spadku po jej mężu, Krzysztofie Chamcu (+71 l.). - Rodzina mojego męża starała się o ten spadek przez wiele lat. Teraz nawet mi jest przykro, bo pewnie myślą, że zmarnowałam pieniądze - powiedziała Plejadzie Laura Łącz.
Gwiazda "Klanu" znalazła się w samym centrum piramidy finansowej. Zakupionego mieszkania nie może doczekać się od ponad dekady.
- Tak się stało, że w tym czasie otrzymałam ja i syn spadek po mężu — ten proces spadkowy trwał naprawdę długo. Niespodziewanie dostaliśmy ogromną kwotę, a ten pan prezes, który prosił mnie o wystawianie banerów, powiedział, że akurat zwolniło się duże mieszkanie po byłym prezesie i w zamian za tę miłą współpracę proponuje mi zakup tego apartamentu. Zakupiłam go. Gdy już wpłaciłam pełną kwotę, firma powiedziała, że nie będzie im się opłacało wynajmować tak ogromnego mieszkania i podjęli decyzję, że podzielą je na trzy mniejsze. Z synem postanowiliśmy, że po podziale jedno z tych mieszkań zostanie zapisane na nazwisko syna, a dwa na mnie - wyjaśniała Łącz.
Okazało się, że trzecie z podzielonych mieszkań nie jest do końca jej, mimo, że dostała klucze.
- Apartament był w pełni wyposażony — była kuchnia i łazienka. Po prawie dwóch latach synowi udało się podpisać akt notarialny na jedno z tych mieszkań, potem ja podpisałam dokument na drugie mieszkanie, natomiast na trzecią część tego dużego mieszkania, nazywaną w tej chwili osobnym lokalem, już nie podpisałam, ponieważ upadła firma Dolcan, upadł SK Bank w Wołominie. Krótko mówiąc, mam akt notarialny na połowę istniejącego mieszkania, do którego zapewne przypisane jest wspólna część gruntu pod całym budynkiem - wyznała. - Nikt nie kwestionuje faktu, że ja nieruchomość kupiłam. Przedstawiłam oczywiście dowody, bo przelałam pieniądze z Banku Polskiego do Banku Polskiego. Po prostu wtedy przelewem zapłaciłam pełną kwotę. Wyposażyłam to mieszkanie, otrzymałam klucze - dodała.
By je otrzymać ostatecznie musiałaby zapłacić drugie tyle, na co jej nie stać. - Teraz wyszło na to, że mieszkanie nie jest moje, więc będzie wystawione na licytację. Po latach syndyk przedstawił mi propozycję, że mogę powtórnie zakupić to mieszkanie za kwotę prawie dwa razy wyższą, bo ceny mieszkań wzrosły - powiedziała Laura Łącz.
Prawnicy póki co są bezsilni. - Każdy mówi, że to jest patowa sytuacja i że rada wierzycieli powinna wyrazić zgodę na podpisanie ze mną wreszcie tego aktu notarialnego — skoro zapłaciłam za mieszkanie, otrzymałam klucze - mówiła dalej w rozmowie z Plejadą.
Sprawa mieszkania Laury Łącz trafiła do "Sprawy dla reportera"
- Byłam w tej sprawie zaproszona do "Sprawy dla reportera". Tam pani senator Staroń, obiecała, że mi pomoże, ale nikt mi nie pomógł. Zostałam sama - wyznała ze smutkiem. - Nie wiadomo, co się stało z tymi przelanymi przed laty pieniędzmi. Przelałam do państwowego banku i przepadły. Znikły i nikt nie wie, co się z nimi stało - zakończyła.