Laura Łącz i Andrzej Strzelecki znali się od najmłodszych lat. Gdy byli dziećmi wychowywali się na jednym podwórku. Oboje mieszkali na warszawskim Starym Mieście.
- Jako dzieci mieszkaliśmy w tej samej kamienicy na Starym Mieście, Andrzej na ostatnim piętrze, ja niżej. Już wtedy się lubiliśmy i przyjaźniliśmy. Później ja wyprowadziłam się, a on tam został. Spotkaliśmy się dopiero po latach w szkole teatralnej, z tym, że ja dopiero zaczynałam, a on był już na ostatnim roku. Zawsze był aktywnym działaczem w kręgach kultury, aktorem, reżyserem, scenarzystą. To trochę smutne, że ludzie znają go głównie z „Klanu”, bo miał mnóstwo dokonań artystycznych poza serialem. Jego dorobek artystyczny jest ogromny i znacznie przewyższa tę, jakby nie było bardzo dobrą rolę w tasiemcu. Niewielu jest tak dobrych aktorów jakim był Andrzej. To nie był typ człowieka, który przyszedł, zagrał i poszedł. On dawał każdej postaci całego siebie – opowiada nam pani Laura.
Artystka nie zna osoby, która nie lubiłaby Strzeleckiego, który był duszą towarzystwa i po prostu dobrym człowiekiem.
- Był lubiany przez publiczność i przez kolegów a kręgach aktorskich. Miał dla każdego mnóstwo serdeczności i uśmiechu.
Czytaj też: Andrzej Strzelecki nie żyje. Gwiazdor "Klanu" zmarł na raka
Strzeleckiego zabił ten sam rodzaj raka co Chamca!
Gdy jakiś czas temu do Laury Łącz dotarła wiadomość o problemach zdrowotnych kolegi z serialu „Klan” gwiazda posmutniała. Sama prawie dwadzieścia lat temu stoczyła przegraną walkę o zdrowie męża Krzysztofa Chamca i choć medycyna od tamtego czasu znacznie poszła do przodu, to w pewnych schorzeniach pacjenci wciąż przegrywają. Aktorka miała nadzieję, że Strzelecki będzie miał więcej szczęścia niż jej zmarły mąż, choć przeczuwała najgorsze, bo największym problemem w leczeniu tego raka płuc jest jego zbyt bliska odległość od serca.
- Byłam bardzo zainteresowana jego chorobą i przebiegiem leczenia, ponieważ miał ten sam przypadek raka płuc usytuowanego na środku przy sercu - nieoperacyjnego, co mój mąż Krzysztof Chamiec, który na tę przypadłość zmarł przed laty. Też różnymi sposobami szukałam dla niego ratunku, w Polsce i zagranicą, ale nie było na to ratunku. Jak dowiedziałam się, że Andrzej jest chory miałam nadzieję, że chociaż jemu się uda, ale mając wiedzę na temat tej choroby obawiałam się najgorszego, choć głośno o tym nie mówiłam, bo nie można nikomu odbierać nadziei i trzeba walczyć do końca – wspomina ze smutkiem Laura Łącz.
Nie było dla niego ratunku!
Gwiazda zdradza nam również, że pomoc w chorobie przyszła dla Andrzeja Strzeleckiego za późno.
- Niestety nie zdążył odbyć całego eksperymentalnego leczenia zagranicą, ale prawda jest taka, że niestety wciąż ma na to jeszcze skutecznego lekarstwa. Na pewno rokowania były złe i tego typu rak, bo są różne nowotwory w różnych miejscach ulokowane, a to schorzenie postępuje w ekspresowym tempie. On niedawno był w dobrej formie. Krótko potem zobaczyłam film, w którym Andrzej prosi o wsparcie. Mając przed oczami przypadek mojego męża, wtedy wiedziałam, że jego czas się kończy, choć bardzo chciałam, żeby stał się cud. Jego śmierć to wielka strata dla rodziny, przyjaciół i dla kultury – mówi Łącz.