Jest pani nie tylko wszechstronną artystką, ale i bizneswoman oraz ambasadorką strojów Niny Basco, z która macie również relacje koleżeńskie. Czy trudno jest łączyć przyjaźń z biznesem?
Szalenie trudno, ponieważ jestem osobą skrajnie nietowarzyską. Za dużo mam pracy i aktywności, żeby mieć czas na życie towarzyskie. Od czasu do czasu wyrwę się na jakiś event, gdzie spotykam się z koleżankami z branży, ale to również traktuję w charakterze spraw zawodowych.
Jeździ pani dużo po Polsce ze spektaklami, recitalami, a także, jako konferansjerka. Z pewnością na takie wyjazdy musi pani mieć przygotowane mnóstwo ubrań. Czy pakowanie spędza pani sen z powiek czy to po prostu pestka?
Nie mam problemu z pakowaniem się. Występuję na estradzie już kilkadziesiąt lat, więc wszystko mam już nieźle opanowane. Mam ogromną garderobę i mam też, w czym wybierać. Przez lata nazbierało się wiele strojów. Wszystkie suknie są mi potrzebne, bo tych występów naprawdę jest sporo, a że utrzymuję wagę w centymetrach i kilogramach od czasów szkoły teatralnej niezmienną, to szafy mam pełne sukien i mam, w czym wybierać. Dodam, że zawdzięczam to dobrym genom. Nie stosuję żadnej diety, nie chodzę na siłownię ani na basen, nie gimnastykuję się. Mało tego odżywiam się głównie słodyczami i wciąż mam rozmiar S. Po prostu nie mam skłonności do tycia (uśmiech).
Koleżanki pewnie pani zazdroszczą?
Niektóre pewnie i tak, choć na ogół mam dobre kontakty z koleżankami i z żadną nie miałam żadnych konfliktów nigdy.
Laura Łącz ma osobistego kierowcę!
Do niedawna na występy zawoziła się pani sama, ale podobno ostatnio syn został pani kierowcą. Jak się sprawdza w tej roli?
Mam z nim wielką wygodę. Jeśli Andrzej ma akurat czas, to chętnie mnie wiezie. Jakie ma wady i zalety, takie ma, ale kierowcą jest znakomitym. Bardzo lubi jeździć, a ostatnio ma trochę więcej czasu, więc jeździ ze mną w trasy. Niestety nie mogę mieć go na zawsze pod tym względem. Nadal często jeżdżę sama, choć nie ukrywam, że długie trasy czasem bywają męczące, więc jak tylko mogę to korzystam z uprzejmości syna.
Czy dostaje pani czasem mandaty?
Niestety się zdarzają. Mnie rzadko, ale jednak. Synowi głównie za przekroczenie prędkości i niewłaściwe parkowanie.
Jak zatrzymuje panią policja, to nie ma taryfy ulgowej? Pewnie czasem się trafi jakiś fan wśród mundurowych?
Różnie bywa (uśmiech). Na szczęście seriale takie jak „07 zgłoś się” z moim udziałem są często powtarzane, więc policjanci często mnie kojarzą. To był ten najlepszy odcinek „Hieny” z Piotrem Fronczewskim, Szapołowską, Kamińską, Sałacka, Pacułą i ze mną, jako morderczynią, złodziejką i prostytutką. Dodam, że sama sobie tę rolę wybrałam. To był jedyny raz w życiu, kiedy producent i reżyser przysłali mi scenariusze kilku odcinków i miałam szansę wybrać sobie rolę. Wybrałam taką, bo wiedziałam, że poza tym przypadkiem nikt mnie nigdy w takiej roli nie obsadzi. Zawsze grałam same liryczne panienki.
Gwiazda "Klanu" wspomina początek swojej największej miłości
Zatem to był dobry wybór.
Mam same piękne wspomnienia związane z tymi nagraniami. Kręciliśmy na Mazurach. To był początek mojego romansu z Krzysztofem Chamcem. Pojechaliśmy tam pierwszy raz razem. Ponieważ operator wieloletni „07 zgłoś się” - Wiesiek Rutowicz był jego bliskim przyjacielem, więc po kryjomu nas tam zaprosił. Tak, więc policjanci wtedy pamiętali moją rolę i mnie z tego serialu i słynną scenę, kiedy policjant mówi do mojej bohaterki „Rewizja”, a ja odpowiadam: „Jaka telewizja?” (śmiech). Czasem wtedy się upiekło na drodze.
Pani syn Andrzej wyłamał się z rodzinnej tradycji i nie został aktorem, ale prawnikiem. Czy ta jego umiejętność przydaje się, np. przy podpisywaniu umów?
Tak, Andrzej często jest doradcą prawnym w mojej agencji i wykorzystuję go jak mogę, nie tylko jako kierowcę (uśmiech).
Rozmawiała Martyna Rokita