Do treści tego dokumentu dotarła "Rzeczpospolita". Możemy w nim przeczytać m.in., że zdecydowanie zabrakło komunikacji pomiędzy Hanną Lis a jej zwierzchnikami. Zdaniem autorów raportu, wydawca powinien był poinformować prezenterkę o zmianach w tekście, który ma przeczytać. Jednak Lis też nie jest bez winy.
Przypomnijmy, że przy materiale o raporcie Instytutu Spraw Publicznych na temat kandydatów do PE negatywnym dla PiS Hanna Lis postanowiła pominąć informację, że szefowa Instytutu prof. Lena Kolarska-Bobińska startuje do europarlamentu z list PO.
Zdaniem Komisji Etyki TVP, takie zachowanie prezenterki stoi w sprzeczności z etyką dziennikarską.
"Z konfrontacji wyjaśnień Hanny Lis i relacji wydawcy Katarzyny Bajszczak wynika, że prezenterka postanowiła nie odczytać dodanego zdania po tym, kiedy dowiedziała się, kto jest szefem Instytutu. Ta decyzja red. Lis stoi w sprzeczności z rzetelnością dziennikarską" - czytamy w raporcie.
Można krytykować to, że prezesem telewizji jest związany z LPR Piotr Farfał, można nie lubić PiS, ale czy widzom nie należy się szczerość i pełna informacja, aby sami mogli wyciągać wnioski?