- Do tej pory kojarzona byłaś przede wszystkim z modelingiem, teraz po raz pierwszy będziemy cię mogli zobaczyć w roli prowadzącej telewizyjny show – „Love me or leave me”. To tylko chwilowa odskocznia od świata mody czy początek nowej drogi zawodowej?
- Rzeczywiście, dotąd miałam jedynie okazję pojawiać się na planach różnych produkcji w charakterze gościa lub uczestnika, nigdy jednak w roli prowadzącej. Przyznam, że było to moje marzenie. Cieszę się, że udało się je spełnić, tym bardziej, że kwestie związane z miłością i budowaniem relacji są mi bardzo bliskie. Sama cały czas wiele się uczę na ten temat, nie raz też dzieliłam się własnymi doświadczeniami i wnioskami, które wyciągałam ze swoich błędów. Wchodząc na plan, liczyłam się oczywiście z tym, że mogę się w tej nowej roli nie odnaleźć, wiedziałam jednak, że muszę spróbować. Uwielbiam próbować nowych rzeczy, bo wychodzę z założenia, że nic się w życiu nie zmieni, jeśli będziemy się bali wyjść ze strefy komfortu. Spróbowałam i okazało się, że bardzo to lubię. Mam więc nadzieję, że nie będzie to jednorazowa przygoda i program doczeka się kolejnych sezonów!
- Apetyt rośnie więc w miarę jedzenia!
- Ze mną zawsze tak jest (śmiech). Podobnie było w przypadku modelingu. Gdy tylko podpisałam pierwszy kontrakt z agencją, zapowiedziałam, że marzy mi się i Paryż, i Londyn, i Mediolan. Nie spoczęłam, dopóki tak się właśnie nie stało.
- Twoim życiowym partnerem od ponad roku jest Aleksander Baron, od lat występujący w programie „The Voice of Poland”. Korzystałaś z jego rad, przygotowując się do swojego telewizyjnego debiutu?
- I tu być może zaskoczę, ale Alek w ogóle nie wiedział o moich planach! O rolę prowadzącej ubiegało się wiele dziewczyn, wolałam więc nie zapeszać. Poza tym jestem typem Zosi Samosi. Wolę działać po swojemu, na własnych zasadach, nawet jeśli popełnię błędy, bo one też mogą być cenną lekcją. Nie jestem zresztą pewna, czy Alek byłby w stanie mi coś doradzić w kwestii takiego programu jak „Love me or leave me”, bo sam pracuje przy programie muzycznym, który jednak rządzi się innymi prawami. Co prawda wyleciał razem ze mną na zdjęcia, ale zajmował się głównie naszymi pieskami kiedy ja byłam na planie
- Show na pierwszy rzut oka może przypominać inne popularne teraz randkowe programy, tutaj jednak uczestnicy miłość już znaleźli. Czym jeszcze się różni?
- Rzeczywiście, nie mamy tu singli szukających partnerów, ale pary. To co dla mnie jest niezwykle istotne, są też z nami na planie eksperci, którzy czuwają, by uczestnikom nie stała się żadna krzywda. Nie chcieliśmy, żeby ktokolwiek z tego programu wyszedł emocjonalnie poturbowany. Naszym priorytetem jest pomóc ludziom zrozumieć swoje problemy, by mogli je przepracować. Chcemy, by więzi łączące pary, były jeszcze silniejsze. No i liczymy na śluby!
- Żeby jednak wyjść z programu zwycięsko, trzeba przejść z drugą połówką przez niejedną próbę. Co czeka uczestników?
- To próby, które prędzej czy później przechodzi każdy związek, choć każdy w swoim tempie. Takimi testami dla związku są choć kwestie związane ze wspólny mieszkaniem czy sprawami finansowymi. O takich rzeczach trzeba rozmawiać, choć nie wszyscy potrafią. Mamy na planie specjalistów od tantry, terapeutów, prawników, położną… Poruszamy tu wiele aspektów, które są tak naprawdę bardzo życiowe.
- Obserwowanie par w obliczu tych wszystkich wyzwań z pewnością pozwala dowiedzieć się sporo o budowaniu związków. Tobie też pozwoliło to spojrzeć na miłość z nowej perspektywy?
- Tak. Co więcej, wiele tematów, które poruszone zostały na planie, postanowiłam też omówić w swoim domu, bo uświadomiłam sobie, że o wielu kwestiach nie mieliśmy dotąd okazji rozmawiać. Na pewno więc program otworzył mi oczy. Ciekawe jednak też dla mnie było obserwowanie, jak ludzie zachowują się przed kamerami. Zauważyłam, że nawet jeśli pierwszego dnia próbują kreować jakiś wizerunek, to jednak wystarczy kilka dni, by wszystkie maski opadły. Oglądanie kogoś z boku sprawia, że człowiek sam zaczyna się zastanawiać, czy przypadkiem nie popełnia podobnych błędów. To daje wiele do myślenia.
- Jaka jest, twoim zdaniem, recepta na trwały i szczęśliwy związek?
- Cały czas się tego uczę. Nie jest tajemnicą, że zanim związałam się z Alkiem, byłam dwukrotnie zaręczona. Z każdego związku, który zakończyłam, starałam się wyciągnąć jakieś wnioski. Na pewno trzeba ze sobą rozmawiać, na bieżąco rozwiązywać problemy i jasno i spokojnie komunikować swoje potrzeby. Tego w moim pierwszym narzeczeństwie nie było. W drugim z kolei różnił nas styl życia, więc nasze drogi się po prostu rozjechały. To pokazało mi, że jak ważne są te same priorytety, dążenie do tych samych celów. Trzeba patrzeć w jednym kierunku.