Lubaszenkę okradła własna żona!

2009-07-30 21:44

Wybitny aktor Edward Linde-Lubaszenko (70 l.) od dawna uchodzi za zwolennika wolnych związków. Aktor był czterokrotnie żonaty, lecz z czasem doszedł do wniosku, że ta instytucja nie została stworzona dla niego. Jak sam mówi, "warto się wiązać, lecz nie warto żenić".

Według Lubaszenki, sakrament ślubu nie jest zbyt pożyteczny. Aktor uważa, że formalny związek z kobietą jedynie demoralizuje człowieka i wprowadza w życie małżonków same konflikty. Lubaszenko senior woli być wolnym ptakiem. Do tego ma uraz do żon, ponieważ przez jedną został perfidnie okradziony.

- Każdy związek był trudną lekcją życia. Najbardziej pouczająca wynikała z tego, że przez jedną z żon zostałem okradziony. I to przekreśliło moją wiarę... Nie przywiązywałem wagi do finansów. Nie przyszło mi do głowy, że można kogoś okraść! Niska prymitywna kradzież, to poniżej wszelkiego poziomu - zdradza Edward tygodnikowi "Świat&Ludzie".

Jak sam przyznaje, ufał żonie i nie podejrzewał, że najbliższa mu osoba mogłaby zrobić coś takiego.

- Mieliśmy z żoną książeczki oszczędnościowe, złożone w księgowości w Starym Teatrze w Krakowie. Takie były wtedy procedury. Pamiętam, że duży fiat na przydziałowy talon kosztował wtedy 120 tysięcy. A za pieniądze, których przez żonę zostałem chytrze pozbawiony, można było założyć średniej wielkości przedsiębiorstwo taksówkowe - wspomina Lubaszenko.

Dziś tylko jedna kobieta ma dostęp do jego konta - córka Beata.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki