Tomasz Tylicki i Aleksandra Grysz z niecierpliwością oczekują narodzin dziecka. Po tym jak w lipcu ubiegłego roku prezenterka ogłosiła, że straciła ciążę, wszyscy trzymają kciuki, żeby teraz nie było żadnych niespodzianek. To już ostatnie tygodnie przed porodem, więc dziennikarka pożegnała się widzami PNŚ, ale obiecała szybko wrócić.
Zobacz też: Ogromne zamieszanie w TVP. Odeszła znana gwiazda
Do porodu partnerki przygotowuje się też jej partner Tomasz Tylicki, który nie wyobraża sobie, ze to wyjątkowe wydarzenie mogło się odbyć bez jego asysty. - Jeśli wszystko przebiegnie dobrze, a mocno wierzę, że tak właśnie będzie, to na pewno będę uczestniczył w porodzie. Oboje bardzo tego chcemy. Śmiejemy się od początku ciąży, że mam tzw. syndrom Kuwady — to znaczy, że razem z Olcią współodczuwam i mam większość "ciążowych symptomów". A skoro tak, to muszę być i przy tym ostatnim, kluczowym etapie ciąży - wyznał w rozmowie z Plejadą.
Tomasz Tylicki może zniknąć z anteny. Kto go zastąpi?
Tylicki przyznał także, że jest przygotowany na to, że wiadomość o rozpoczęciu akcji porodowej może przyjść w każdej chwili, nawet kiedy będzie na antenie. Nie zamierza wtedy zwlekać ani chwili, więc może się zdarzyć taka sytuacja, że nagle zniknie z anteny w trakcie emisji programu. Cała redakcja jest na to przygotowana. - Na szczęście mogę w tym temacie liczyć na wsparcie redakcji "Pytania na śniadanie". Wiedzą, że teraz może się to wydarzyć w każdej chwili i są gotowi, gdybym w ostateczności musiał "zejść z anteny" w trakcie programu. Jestem im za to bardzo wdzięczny — nawet jeśli po cichu liczymy na to, że takiej sytuacji uda się uniknąć. Trzymajcie kciuki! - poprosił. Gdyby jednak taka sytuacja miała miejsce produkcja ma rozwiązanie awaryjne. Wtedy Beatę Tadlę na antenie wesprze osoba z ekipy przygotowującej "Czerwony dywan".