Lubię w życiu ruch

2013-10-07 4:00

Marta Klubowicz to nie tylko aktorka. Jest również tłumaczką i poetką. Kobietą, która nie zastanawia się nad sensem życia, tylko podąża za tym, co niesie radość...

- Na pewno lubię w życiu ruch, nie znoszę stagnacji. I lubię wyzwania. Nie zdarzają się one jednak ciągle. Nie lubię też gadania o planach. Wyzwanie to takie zadanie, które chce się bardzo dobrze wykonać. Ale człowiek nie jest pewien, czy da radę - przekonuje artystka.

Naszym Czytelnikom wyznaje też, dlaczego nie przepada za bankietami. - Nie lubię tak zwanego bywania dla bywania. To nie jest mój żywioł. Nie umiem pchać się do stołu, jeść i pić na stojąco, bo do tego potrzeba trzech rąk, a ja mam tylko dwie. Na takich bankietach nie ma warunków, żeby z kimś normalnie porozmawiać. Wszyscy się nudzą, udając, że się świetnie bawią - mówi Marta Klubowicz. Aktorka zdradza również swój sposób na smutki i niepowodzenia. - Trzeba coś robić, a nie roztkliwiać się nad sobą. Ja cieszę się z tego, co mam, co mi się udaje, staram się cenić piękno, które widzę, i innych ludzi obok siebie.

- Powiedziała pani kiedyś, że czuje się niespokojnym duchem i wciąż poszukuje nowych wyzwań. A teraz, jakie wyzwania stoją przed panią?

- Dzisiaj wydaje mi się to dość pretensjonalne. Na pewno lubię w życiu ruch, nie znoszę stagnacji. I lubię wyzwania. Nie zdarzają się one jednak ciągle. Nie lubię też gadania o planach. Wyzwanie, to takie zadanie, które chce się bardzo dobrze wykonać. Ale człowiek nie jest pewien, czy da radę. Teraz to raczej czekają mnie zadania do wykonania.

- Spodziewa się pani trudności?

- Nie, ale zawsze istnieje obawa, że coś może pójść nie tak. Niedawno dostałam zadanie przygotowania warsztatów dla młodzieży o Tuwimie w ramach Roku Tuwimowskiego. Miałam w dwie i pół godziny zrobić zajęcia o charakterze teatralnym dotyczące Tuwima i poezji w szerokim sensie, i jeszcze żeby to wszystko było efektowne. To było wyzwanie, bo wcale nie byłam pewna, czy wyjdzie mi to, co zaplanowałam, ale wyszło.

- Nie widać pani na salonach, bankietach. Dlaczego? Wiele gwiazd właśnie przez takie bywanie zdobywa nowe role...

- Nie lubię tak zwanego bywania dla bywania. To nie jest mój żywioł. Nie umiem pchać się do stołu, jeść i pić na stojąco, bo do tego potrzeba trzech rąk, a ja mam tylko dwie. Na takich bankietach nie ma warunków, żeby z kimś normalnie porozmawiać. Wszyscy się nudzą, udając, że się świetnie bawią. A jak film czy spektakl był do bani, to gadają jakieś farmazony, żeby się nikomu nie narazić. Wymieniają się telefonami, a potem i tak do siebie nie dzwonią, bo są zajęci sobą. I nie wierzę w to, że dzięki pójściu na jakąś imprezę można dostać rolę - w każdym razie ja nie umiem sobie niczego załatwić.

- O tej porze roku wielu z nas dopadają jesienne smuteczki. Panią też?

- Jesień bardzo lubię - szczególnie taką jeszcze wczesną, nie za ciemną. Najgorzej jest, jak zmienimy czas na zimowy. Wtedy chce mi się uciec do ciepłych krajów albo jak najdalej na zachód Europy, w pogoni za światłem. Ale jeszcze nigdy mi się to nie udało. Bo albo nie ma czasu, albo pieniędzy.

- A jeśli już jakiś smutek dopadnie, to jak sobie pani z tym radzi?

- Staram się nie załamywać złymi zdarzeniami, na które nie mam wpływu, niepowodzeniami, upokorzeniami, które niesie życie. Nie buduję sobie pomników z nieszczęść i niesprawiedliwości, jakie mnie spotykają. A jak mi ręce opadną, to nie za długo daję im tak wisieć. Trzeba coś robić, a nie roztkliwiać się nad sobą. Ja cieszę się z tego, co mam, co mi się udaje, staram się cenić piękno, które widzę i innych ludzi obok siebie.

- Co dziś stanowi sens pani życia?

- Proszę pani! Filozofowie tego nie wiedzą. Może lepiej się nad tym nie zastanawiać, bo można by zwariować. Jeśli dzisiejszy dzień miał sens, jeśli go nie zmarnowałam, to to jest dla mnie sens życia. Jest taka maksyma, którą uważam za najmądrzejszą - podążaj za tym, co niesie radość. Ale uwaga, radość to nie znaczy przyjemności.

- Miłość pani życia?

- No nie! Nauczyłam się już, że takich rzeczy nie mówi się głośno, a już na pewno nie w wywiadach. Takie rzeczy mówi się temu komuś i to najlepiej na ucho.

- Dziękuję za rozmowę. Marta klubowicz

Aktorka teatralna i filmowa, tłumaczka literatury niemieckojęzycznej, poetka. Przyszła na świat w 1963 roku w Kłodzku. W 1985 roku ukończyła wrocławską szkołę teatralną. Zagrała m.in. w filmie "Och, Karol" oraz w serialach "Tulipan", "W labiryncie", "M jak miłość" i "Głęboka woda".

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają