Choć na ekranach kin widzowie mogą oglądać Macieja w kolejnych poruszających produkcjach, od zeszłego tygodnia w "Obławie", a niebawem w "Pokłosiu", aktor traktuje swój zawód jako pracę dodatkową. Może sobie na to pozwolić.
- Mam to szczęście, że nie muszę aktorstwem zarabiać na życie. Mój drugi zawód, czyli konferansjerka, daje taką szansę, żeby godnie żyć i wtedy aktorstwo traktować jako coś wartościowego. Nie muszę więc grać w filmach, których scenariusze mi się nie podobają, czy w serialach, gdzie pewnie umarłbym z nudów - przyznał Maciej podczas czatu w "Dzień Dobry TVN".
Młodszy Stuhr jako konferansjer zalicza się do najlepiej opłacanych w tym fachu. Jeśli marzy się wam, żeby Maciej poprowadził dla was imprezę, musicie się liczyć z wydatkiem rzędu 30-35 tys. zł. Tymczasem za jeden dzień zdjęciowy w filmie fabularnym aktor zarabia od 3 do 5 tys. zł.
Na szczęście Maciej nie zaprzedał się całkowicie "kotletom" i chałturom. Wyznał, że chciałby się zmierzyć z kultową rolą swego ojca. - Powiedziałem sobie kiedyś, że nie będę grał ról, które zagrał mój ojciec (Jerzy Stuhr, 65 l.), ale ponieważ sam jestem również konferansjerem i mam bardzo wiele obserwacji z przeróżnych imprez, zacząłem coś ostatnio gadać z Wojtkiem Smarzowskim, czyby nie zrobić filmu podobnego do "Wodzireja" w dzisiejszych czasach - mówi Stuhr.