Przed laty wspinałem się po górach. Na tyle, na ile pozwalały mi finanse, ze sprzętem lub bez. Zimą, w drugi dzień świąt, wyjeżdżałem w Tatry i wędrowałem. W dniu, w którym zdarzył się wypadek, miałem wspinać się na Kościelec. Zmieniłem zdanie, postanowiłem zwalczyć lęk przed kolejkami górskimi - wjechałem na Kasprowy i pomyślałem, że wejdę na Świnicę, a zejdę Zawratem. To był dziwny dzień, myśli wolniej płynęły i przeoczyłem załamanie pogody. Zeszła mgła, zaczęła się śnieżyca. Idąc, zsunąłem się i uderzyłem głową o skałę.
Na szczęście nie straciłem przytomności, zakładałem, że jak tylko śnieżyca się skończy, pójdę dalej, ale ta nawałnica trwała kilka ładnych godzin. Siedziałem na skale i czekałem. Starałem się ogrzać jakoś nogi i ręce, nie miałem nic do picia ani jedzenia, starałem się nie zasnąć, żeby nie zamarznąć. Śpiewałem piosenki, recytowałem wszystkie teksty, jakie znałem, a rano, gdy pogoda się uspokoiła, wydeptałem na śniegu wielki napis SOS - niestety pomoc nie nadeszła. Udało mi się dotrzeć do schroniska i tak na dłuższy czas skończyła się moja przygoda z górami. Tej nocy zamarzły w Tatrach dwie osoby. Czułem, że dostałem drugie życie.
Po skończeniu szkoły grałem gościnnie w warszawskim Teatrze Ateneum, dostałem nawet propozycję etatu, ale jej nie przyjąłem, czego do dziś żałuję. Wróciłem do Łodzi, po drodze pojawiła się propozycja epizodu w serialu "Plebania". To miał być jeden dzień zdjęciowy, a moja przygoda z tym serialem trwa do dziś.
Syna kocham nad życie
W trakcie przerw w zdjęciach do "Plebanii" chwytałem się różnych zajęć. Do dziś z rozczuleniem wspominam trasę promocyjną odkurzaczy. Szukałem aktorki, z którą mógłbym ją poprowadzić. Zadzwoniła pewna studentka z Wrocławia. Zdecydowanie jej odmówiłem. Nie przyszło mi do głowy, że za kilka lat zemści się na mnie... każąc mi czekać kilka niemożliwie długich minut, aż pozwoli założyć sobie pierścionek zaręczynowy na palec. Nie chcę zdradzać wszystkich szczegółów, ale dodam, że byłem wtedy - delikatnie mówiąc - skąpo odziany, a jesienny morski wiatr i zimny piach też nie ułatwiał sprawy.
Dziś jesteśmy szczęśliwymi rodzicami Mikołaja. Chcieliśmy mieć dziecko, ja sam wiedziałem dokładnie, że to właśnie ten moment. Jestem zakochany w tym facecie. To bardzo silny, radosny, cudowny chłopak, którego kocham nad życie. Młodszego brata lub siostry raczej nie planujemy, jak mówił Mały Książę, trzeba brać odpowiedzialność za to, co się oswoiło i mierzyć siły na zamiary.