Okazuje się, że za decyzją o rozstaniu stoją rodzice: znany dziennikarz motoryzacyjny Włodzimierz Zientarski (68 l.) i jego żona Maria. - Nie chciałam tego rozwodu. To moi teściowe zdecydowali, żeby Maciek się ze mną rozstał - ze łzami w oczach wyznaje nam pani Beata.
Przeczytaj koniecznie: Prokurator chce, by kolejny biegły przebadał Macieja Zientarskiego
Byli niemal doskonałym małżeństwem. Kiedy na świat przyszły ich dzieci - Kuba (17 l.) i Gustaw (11 l.) - byli w siódmy niebie. Wszystko skończyło się w ułamku sekundy - mroźnego wieczoru w lutym 2008 roku. Do pani Beaty dotarła wtedy straszliwa wiadomość. - Pani mąż miał wypadek, jest w śpiączce - powiedział głos w słuchawce.
Maciej Zientarski szaleńczo pędząc czerwonym ferrari, roztrzaskał się na podporze wiaduktu na warszawskim Mokotowie, a ze sportowego samochodu została tylko kupa złomu. Wówczas, po uderzeniu w betonowy słup, zginął siedzący jako pasażer nasz redakcyjny kolega Jarek Zabiega (†30 l.). Tylko cud sprawił, że to Zientarski przeżył tę katastrofę.
Maciej przez kilka tygodni leżał w śpiączce, a potem miesiącami przechodził trudną rehabilitację. Teraz jest już znacznie lepiej, bo chodzi, wypowiada pojedyncze, nieskładne zdania i poznaje najbliższych.
Okoliczności tragicznego wypadku ciągle są niejasne. Świadkowie twierdzą, że to Zientarski kierował autem. Jednak jego rodzina podaje to w wątpliwość. Sprawę powinna rozstrzygnąć prokuratura, ale ta ciągle nie przesłuchała najważniejszego świadka, czyli Zientarskiego właśnie.
Patrz też: Zientarski zbyt chory na przesłuchanie?
Biegli badający okoliczności wypadku nie mogą go przesłuchać, bo - jak przekonują - nie panuje on nad emocjami, ma zaburzenia osobowości i pamięci oraz nie potrafi na odpowiednio długo skoncentrować swojej uwagi.
Tym bardziej dziwi, że niepełnosprawny mężczyzna się rozwodzi! Ale od wypadku prawną opiekę przejęli nad nim rodzice - Włodzimierz i Maria Zientarscy. - Od tego momentu miałam coraz mniejszy kontakt z mężem - opowiada pani Beata. Potem było jeszcze gorzej, bo teściowa wystąpiła o rozwód w imieniu niepełnosprawnego syna. - Wydaje mi się, że teściowie po prostu wmówili mojemu mężowi, że chce się ze mną rozwieść, ale ja wierzę, że on mnie nadal kocha - przekonuje zdruzgotana kobieta.
- Teściowie oskarżają mnie o to, że bronię dostępu do dzieci Maćkowi, ale to kompletna bzdura, bo to właśnie oni utrudniają mi kontakt z nim - skarży się.
I tak we wtorek za zamkniętymi drzwiami sali posiedzeń warszawskiego sądu rozpoczął się kolejny akt tego dramatu - rozprawa rozwodowa. Do ostatecznego wyroku jeszcze sporo bolesnego czasu. Na razie sąd przyznał pani Beacie 800 złotych alimentów na opiekę nad dziećmi. - To dla mnie i tak bardzo dużo pieniędzy, bo jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, a teściowie w ogóle nie poczuwają się do pomagania nam. Nie wiem, jak to się wszystko skończy - szlocha Beata.