Kiedy składano urnę do grobu, z głośników popłynęły dźwięki "Schodów do nieba" Led Zeppelin. Maciek Kozłowski (53 l.) tak bardzo ich lubił. Tego popołudnia płakało nawet niebo. Kiedy wynoszono z domu pogrzebowego czarną urnę z prochami aktora, na gęsty tłum żałobników zaczęły spadać krople deszczu.
Przeczytaj koniecznie: Maciej Kozłowski do końca wierzył, że wyzdrowieje
- Maciek uczynił sam siebie człowiekiem - powiedział wymownie, żegnając kolegę z Teatru Narodowego, Jan Englert (67 l.). Po czym zwrócił uwagę, jak wiele osób cierpi, że już go tu nie ma: - Żegnają go bezdomni, którym organizował turnieje piłkarskie, domy dziecka, a nawet bezdomne psy...
Ci, którzy wczoraj przyszli na cmentarz, nie żegnali aktora. Oddawali hołd przede wszystkim wyjątkowemu człowiekowi. Wielu wczoraj mówiło, że Maciej pochylał się nad tymi, którzy tego potrzebowali, niczego nie żądając w zamian. A kiedy składano urnę do grobu... ktoś krzyknął z tłumu: - Ostatnie brawa dla Maćka!
Zobacz galerię: Maciej Kozłowski na zdjęciach
I wtedy rozległy się oklaski. Po raz ostatni dla niego - aktora, przyjaciela, człowieka...
Miał jeszcze tyle do zrobienia. Teraz zostanie nam tylko pamięć o Macieju Kozłowskim, którego jedyną przewiną jest to, że odszedł zbyt wcześnie...