Magda Gessler zdradza, gdzie są najlepsze hamburgery w Polsce [WYWIAD]

2019-03-22 7:28

MAGDA GESSLER będzie gościem specjalnym najbliższego odcinka programu „MasterChef Junior”, dla której dzieci przygotują iście królewskie śniadanie. Słynna restauratorka zdradziła, jak jej się pracowało z dziećmi, jak wspomina własne dzieciństwo i z czego jest najbardziej dumna.

Magda Gessler

i

Autor: WBF Magda Gessler

- Jakie wrażenie zrobiły na pani dzieciaki w programie „MasterChef Junior”?

- Były trochę speszone, ale zaciekawione.

- Bały się pani?

- Myślę, że na początku tak. Ale w miarę upływu czasu energia, która się między nami wytworzyła była fantastyczna. Ubóstwiam fantazję dzieci. Cieszę się z możliwości ponownego znalezienia się w ich świecie, to bardzo cenne. Warto też powiedzieć, że grupa docelowa fanów "Kuchennych rewolucji" rośnie i to też są dzieci.

- Można powiedzieć, że wychowały się one na pani programach. Jest pani dla nich idolem…

- Jestem czymś magicznym, zaczarowanym, ale też nie wiadomo, czego się po mnie spodziewać.

- Jak zatem wyglądało spotkanie małych kucharzy z gwiazdą polskiej gastronomii?

- Było bardzo uroczo. Rozmawialiśmy spokojnie i z humorem. Byli zdziwieni, że jestem normalna, taka jak ktoś, z kim można się poznać, zaprzyjaźnić.

SE TV 12 Rozrywka

i

Autor: TVN

- Przypomniały się pani na planie kulinarne wspomnienia z własnego dzieciństwa?

- Oczywiście, to piękny okres z życia każdego człowieka i nie można nigdy w sobie tego dziecka zabić! Tym bardziej w tym czarno-białym świecie, w którym brak nam kolorów… Kiedyś dawałam lekcje w najlepszej szkole kucharskiej dla dzieci w Madrycie – i to takiej bardzo poważnej, prawdziwej. Uczyłam dzieci od 6. do 14. roku życia. Za to ja sama zaczęłam gotować jeszcze wcześniej, bo już jako 3-latka.

- Pamięta pani swoje pierwsze danie?

- Pierwsza była kanapka, którą zrobiłam ojcu. Pamiętam, że była z serem typu parmezan i dżemem morelowym. W tej chwili, patrząc z perspektywy czasu myślę, że to jest bardzo dobre połączenie, ale wtedy wszyscy się bardzo zdziwili. Zawsze bardzo lubiłam gotować, eksperymentować i okazało się, że mój dom przygotował mnie dobrze. To była dla mnie prawdziwa szkoła życia.

- Wystartowała już kolejna, 19. edycja „Kuchennych rewolucji”. Jaki będzie ten sezon?

- Wyjątkowy! Takiego sezonu jeszcze nie było. Tam są już tak ekstremalne przypadki, że naprawdę trudno to sobie wyobrazić. Ludzie zgłaszają się do nas nie tylko w sprawie reanimacji ich restauracji, ale też życia!

- Czy to jest możliwe, że po tylu kuchennych rewolucjach coś panią jeszcze zaskakuje?

- Zawsze! A skoro mnie jest w stanie coś zaskoczyć, to tym bardziej widzów. Dlatego zachęcam do oglądania.

- Za panią już ponad 250 takich rewolucji. Jak pani ocenia dotychczasowe efekty swojej pracy?

- W ogóle na to nie patrzę w ten sposób. Widzę, co się dzieje w Polsce, że gotuje się coraz lepiej, z większą świadomością, większą pasją. Przywiązuje się coraz większą wagę do produktów, z czego jestem bardzo dumna. Stąd też moja książka „Poziomki”, gdzie oceniam wiele polskich restauracji właśnie ilością poziomek. Przyjemna jest świadomość, że Polska jest jednak nieprawdopodobną skarbnicą różnych małych lokalnych restauracyjek, gdzie można zjeść rzeczy wspaniałe. Mam też miłe uczucie, że "Kuchenne rewolucje" przyłożyły do tego swoją cegiełkę.

- Pamięta pani swoją pierwszą kuchenną rewolucję?

- Tak, to było w Warszawie. Bardzo trudna rewolucja pod każdym względem. Trudno uwierzyć, że w kwietniu świętujemy 250. odcinek! Ten jubileusz i wspaniałe wyniki programu to dla mnie największe docenienie jakie mogę otrzymać od widzów.

- Którą kuchenną rewolucję uważa pani za swój największy sukces?

- „Kaczki za wodą” na pewną są taką moją ukochaną rewolucją. Myślę, że rewolucja pani Liany w „Guarmarjos” w Warszawie jest cudowną rewolucją. Genialną rewolucją jest „Hot Burger Bistro” w Białymstoku, gdzie robią w tej chwili najlepsze hamburgery w Polsce. Jest tego dużo. Trudno wymienić kilka. Z wieloma rodzinami, które prowadzą swoje restauracje zdążyłam się przez lata zaprzyjaźnić. Ich historie splotły się z moją. To też dowód na to, że do każdej rewolucji podchodzę bardzo osobiście. Każda restauracja to inna historia i prawdziwi ludzie. A ludzie i pomoc im to dla mnie priorytet.

- Czy którąś rewolucję postrzega pani jako swoją porażkę?

- Nie. Ja nie chcę wygrywać, chcę żeby ludzie wygrywali.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają