Zanim Magda Gessler zabrała się za edukowanie pracowników Maxima, najpierw kazała zrobić gruntowne porządki. Na śmietniku wylądowały stare, nieużywane od lat, lodówki i inne sprzęty kuchenne. Po uszach oberwała też pracownica odpowiedzialna za mycie naczyń.
Największe problemy Gessler miała jednak z rodziną właścicieli. - Żona umarła mi 12 lat temu, od tego czasu restauracja podupadła - mówił właściciel lokalu, który podniósł się na duchu i zakasał rękawy do pracy dopiero po wyznaniu Magdy Gessler, że jej także przed laty zmarł mąż.
Przeczytaj koniecznie: Magda Gessler po raz kolejny przełożyła ślub - SONDA
Nieco trudniej było z córką właściciela. - Tu trzeba zapier***, jeśli chce się mieć restaurację. Samo się nic nie zrobi. Musisz być mniej spięta - przekonywała nieco stremowaną dziedziczkę lokalu.
Magdzie Gessler udało się przegonić muchy z nosa współwłaścicielki i nakłoniła ją najpierw do deptania kapusty, a poźniej solidnej pracy w restauracji.
Maxim po liftingu Gessler zaczął być szanowany, a jego punktem rozpoznawczym stała się pieczona kaczka. I pomyśleć, że na początku Magdzie smakowały tam tylko gołąbki!