Magdalena Zawadzka wspomina znarłego męża Gustawa Holoubka.
– Dla mnie to dzień do refleksji, wspominania nie tylko męża, ale też taty, dziadków, przyjaciół, znajomych, również Tadeusza Mazowieckiego (†86 l.), bo był bliskim znajomym męża. Od lat tego dnia jestem na kweście na Powązkach. To dla mnie zaszczyt od ponad 30 lat zbierać pieniądze. Od pięciu lat dwie godziny stoję przy grobie męża. A potem jak zwykle są urodziny mojej mamy, idę z moim synem Jaśkiem (35 l.) do mamy i jego babci i jemy urodzinowy obiad.
Czas nie leczy ran, tylko je zabliźnia. Istotne jest to, aby przeżyć prawdziwą, głęboką żałobę. Nie uciekając od niej, udając, że jej nie ma. Wiem z własnego doświadczenia, że żałoba jest potrzebna, jest czymś tak ważnym, nie jest bez powodu ta tradycja żałoby, żałoba daje poczucie spełnienia i zrozumienia, że są sprawy, na które nie mamy wpływu, przeciwko którym nie możemy się buntować. Musimy się z nimi powoli godzić i rozumieć, że taki jest bieg świata. Ja tak miałam po śmierci Gustawa.
ZOBACZ: WYPOMINKI z SE.pl - ZAMÓW MODLITWĘ za bliskich zmarłych
Miałam pretensje do losu, że zabrał tak wspaniałego człowieka. Tak jak gdybym ja mogła decydować, kogo zabiera, a kogo nie. Byłam w żałobie kilka lat, trzy lata mnie trzymał taki rodzaj ogromnego żalu, a w tej chwili na skutek przemyśleń, życzliwości ludzi, bliskości syna, rodziny, intensywnej pracy to wiem, że mogę być raczej szczęśliwa, że ktoś tak wspaniały był w moim życiu przez tyle lat. Mogę losowi dziękować, że dał mi tyle szczęścia, że dzięki niemu jestem silniejsza.
Mój mąż był osobą pełną radości i życia, nie życzyłby sobie, żebym była załamana i smutna, pocieszał mnie, dodawał siły, nadal nade mną czuwa i to jest ważne. Wiem, że jest w innym wymiarze. Nie czuję się sama, nawet jak jestem otoczona ludźmi, wracam do domu i czuję, że jest w nim ta pozostawiona przez bliskich dobra energia.