Małgorzata Pieczyńska: Od lat żyję na dwa domy

2011-03-21 12:26

Aktorka Małgorzata Pieczyńska od lat żyje w Polsce i Szwecji. Pracuje w Warszawie, a w Sztokholmie mieszka jej mąż i syn. Podróż między dwoma krajami zabiera jej kilka godzin. Przyznaje, że prowadzenie dwóch domów jest trudne, ale wykonalne

Aktorka wyjechała do Szwecji w latach 80. Tam wyszła za mąż i urodziła syna Victora. Przez lata grała w obcym języku. Nie chciała wracać do Polski, bo nie wyobrażała sobie życia z dala od dziecka. Kiedy syn skończył 15 lat, zdecydowała się na zawodowy powrót do Polski. Dziś, gdy syn jest dorosły i świetnie radzi sobie w Sztokholmie, namawia męża na przyjazd do Warszawy. Jak na razie bezskutecznie. - Życie w dwóch krajach ma swoje wady i zalety. Na pewno nie jest łatwe, ale da się wytrzymać. W końcu mieszkanie to tylko dodatek do rodziny, która jest przecież najważniejsza - zapewnia Małgorzata Pieczyńska.

- Który z domów jest dla pani tym przez duże "D"?

- Zdecydowanie jest to mieszkanie w Sztokholmie. Największy czar tego miejsca to chyba to, że jest tam moja rodzina. Poza tym jest ono najpiękniejsze z tych, które dotychczas miałam. To jest nasze czwarte mieszkanie. Na szwedzkie realia to niedużo przeprowadzek. To mieszkanie jest trafione w dziesiątkę. Nigdy nie wiadomo, jak życie się potoczy, ale bardzo bym chciała je na zawsze zachować. Żałuję, że atmosfery Sztokholmu nie można przenieść do Warszawy. Szwecja nie pamięta wojny. Jest tam mnóstwo starych secesyjnych kamienic z pięknymi zadbanymi klatkami i cudownymi rozkładowymi mieszkaniami. Tam jest zupełnie inaczej - wodę pije się bezpośrednio z kranu, otwiera się okno i czuć cudowne powietrze. Trawniki są czyste, wygrabione, każdy sprząta po swoim psie.

- Ten warszawski dom to tylko sypialnia, dająca schronienie po pracy?

- Myślę, że można tak powiedzieć. Waham się, czy przystąpić do remontu "tej sypialni", czy kupić nową w tej samej okolicy. Niestety, w Warszawie nie jest to proste. Nie mogę poświęcić na to tyle czasu, ile bym chciała. Jestem dosyć zajęta - spektakle w Warszawie, zdjęcia w Zakopanem. Staram się zawodowo robić coś wartościowego, nie byle co. Szkoda na to czasu. Wiem, że w domu na mnie czekają. Za każdym razem mąż z bukietem kwiatów, mieszkanie jest pięknie wysprzątane, obiad na stole... Wiem, że to specjalnie na moją cześć. Gabryś zawsze mówi, że miłość na odległość to triumf wyobraźni nad rzeczywistością. Nauczyliśmy się nadawać pozytywną wartość temu, przez co wiele związków może by się rozbiło - rozłące. Godzinami gadamy przez telefon, mimo że mój mąż nie lubi rozmów telefonicznych. Dzwonimy do siebie codziennie.

- Czyli Warszawy pani nie lubi?

- Nie jest aż tak źle. Mieszkam w centrum. Uwielbiam okolice Nowego Światu, kawiarnie, restauracje, sklepy, kino Atlantic, teatr, jogę na Foksal. Nawet do kosmetyczki czy fryzjera muszę móc dojść na piechotę. Zamiast kluczyć po mieście i szukać parkingu, wolę poczytać książkę.

Inny jest nasz wiejski dom. Nie ma tam żadnych mediów. Jest rozmowa i ludzie. Jesteśmy tylko my i przyroda. Nie ma sztucznej muzyki, tylko śpiew ptaków, szczekanie psa. Jak jest dużo czasu, to czytamy książki. Wieczorem zawsze rytualne granie w kości albo w scrabble. Victor na tej grze nauczył się pisać po polsku.

- Jest pani domatorką?

- Jak najbardziej. Wszyscy jesteśmy obieżyświatami, ale dom to jest świętość. Kocham nasze mieszkanie w Sztokholmie - ciepło, które z niego emanuje. Nie jest to żadne desinerskie mieszkanie, ale zwyczajne, ludzkie, nasze. Być może uwielbiam je, bo nie mam go na co dzień. Mój mąż zawsze mówi, że jak wracam, to "bawię się w dom". Gotowanie, sprzątnie, przyjmowanie gości sprawia mi wielką przyjemność. Może dlatego, że nie mam tego po dziurki w nosie (śmiech).

- Czy może pani wyobrazić sobie sytuację, że musi zdecydować się na jedno miejsce - zostać tu na stałe lub wyjechać do Szwecji i nie wracać? Co by pani wybrała?

- To na pewno zależałoby od okoliczności, od mojej rodziny, ale chciałabym móc wybrać Polskę. To jest jednak moja ojczyzna. Tu są moje korzenie, moje przyjaciółki z klasy, z podwórka. Ich nigdy w Szwecji nie będę miała. Jestem tam dlatego, że są tam moi bliscy. Mam szczęście, że kocham też tamto mieszkanie, ale to tylko dodatek do rodziny.

Małgorzata Pieczyńska

Aktorka teatralna i telewizyjna. Ostatnio możemy ją oglądać w popularnych serialach "Na Wspólnej" i "Szpilki na Giewoncie", gdzie doskonale włada góralszczyzną. W latach 80. wyjechała do Szwecji i tam wyszła za mąż za Gabriela Wróblewskiego. Mają 20-letniego syna Victora.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają