- W "Wojnie żeńsko-męskiej" jest pani córką głównej bohaterki, którą gra... pani siostra, Sonia Bohosiewicz. Jak wam się współpracowało?
- Jesteśmy z Sonią bardzo blisko na co dzień, przyjaźnimy się, więc nasza współpraca była bardzo przyjemna. Szanuję ją jako aktorkę, chciałabym zawsze grać w tak doborowym towarzystwie, jakie pojawiło się na planie tego filmu.
- Jest pani coraz więcej na ekranie. Seriale "M jak miłość" i "Rodzinka.pl", kinowy przebój "Wojna żeńsko-męska"...
- Jeśli się lubi ten zawód, to chciałoby się grać jak najczęściej. Mówię tu nie tyle o ilości, bo filmów i seriali nie robi się w Polsce zbyt dużo, ale o jakości. Cieszę się, że udało mi się dostać do ekipy "M jak miłość".
Patrz też: Maja Bohosiewicz: Będą nadzy mężczyźni, a nie kobiece piersi WIDEO
- Ewelina to niebezpieczna, zła kobieta. Nie bała się pani grać tak mrocznej postaci?
- Jestem postrzegana jako osoba o silnym charakterze i pewnie dlatego jestem często obsadzana w rolach bohaterów negatywnych. Ale mnie to nie przeszkadza. Poza tym Ewelina nie jest bezbarwna. Dzięki temu mogę grać, a nie mieszać, symboliczną herbatę.
- Jak pani szlifuje swój warsztat?
- Zrezygnowałam ze zdawania do szkoły aktorskiej. Próbowałam dwa razy, nie dostałam się, więc odpuściłam. Zajęłam się natomiast studiowaniem reżyserii, więc patrzę na świat filmu również od drugiej strony. Za jakiś czas stanę za kamerą. Na razie robię swoje etiudy szkolne. To moja pasja. Okazało się, że plan B stał się planem A i moim nowym sposobem na życie.
- A wracając do siostry. Często się kłócicie?
- Ktoś, kto kiedyś z nami rozmawiał, powiedział, że nie spodziewał się aż tak idyllicznego obrazka, a tak między nami jest, bardzo się lubimy. Nie doszukujemy się w sobie negatywnych cech albo zachowań. Wybaczamy sobie wszystko i nie musimy sobie niczego tłumaczyć. Jest między nami jakiś magiczny rodzaj przyjaźni. O faceta nigdy między nami sporu nie było. No, chyba że tym facetem jest syn Sonii czyli mój siostrzeniec.