Ostatnio było głośno o Mai Hirsch w związku z jej zniknięciem z serialu "Brzydula", w którym grała Paulinę Febo. Większość myślała, że to aktorka sama zrezygnowała z grania w produkcji. Teraz okazuje się, że było zupełnie inaczej. "Ostatnia rozmowa z moim agentem na temat dalszego mojego udziału odbyła się dwa miesiące temu... Od tamtej pory nikt się do niego nie odezwał. (...) Czekam więc cierpliwie na decyzję, czy postać zostanie uśmiercona, czy rozmowy będą wznowione", napisała Maja na Instagramie. Na szczęście, na otarcie łez, Hirsch nadal może pojawiać się na małym ekranie, a wszystko dzięki udziałowi w nowym programie "Przez Atlantyk".
Polecany artykuł:
Nowe reality show wzbudza sporo emocji. Nic dziwnego, wszak znane gwiazdy były na siebie skazane przez kilka tygodni i to małej przestrzeni jaką jest pokład jachtu. Każdy ich ruch był śledzony przez kamery. Za nami pierwszy odcinek, a już okazało się, że na przykład najbardziej denerwujący okazał się Antek Królikowski, o czym mówiła Maja Hirsch. Teraz aktorka postanowiła opowiedzieć przerażającą sytuację, której doświadczyli podczas rejsu.
Pewnego dnia załoga natrafiła na wstrząsający widok. Na falach oceanu dryfował ponton. W środku nikogo nie znaleźli. Jednak rzeczy jakie w nim zastali, ubrania, baniaki po wodzie, mogą świadczyć, że płynęli nim uchodźcy. Widok opuszczonego pontonu przeraził aktorkę i resztę uczestników programu:
- To było tak abstrakcyjne. Są po prostu takie sytuacje, na przykład to, co się dzieje teraz, mi się to w głowie nie mieści. Tak samo miałam z tym pontonem. Ja w ogóle byłam długo pod pokładem, zanim zobaczyłam ten ponton. Wszyscy zaczęli krzyczeć, coś się dzieje... Ale jaki ponton, gdzie ponton? Wszyscy byliśmy ciekawi, czy ci ludzie zostali uratowani i pytaliśmy kapitana, po czym można poznać, że ci ludzie byli uratowani - opowiada Maja w rozmowie z Pudelkiem.