Nie tylko nie zmącił humoru, ale nie powstrzymał artysty od kolejnych alkoholowych libacji. Muzyk przyznaje wprost, że bez picia w swoim światku nie miałby szans zaistnieć:
- W moim zawodzie abstynencja jest jak pełna kastracja. Miałem tego najlepszy dowód, gdy ograniczyłem picie. Ale robiliśmy teraz ciężki klip i po trzydziestym dublu poszedłem do baru i zamówiłem sobie setkę i... naprawdę mi to pomogło. Jak cholera. Potem zamówiłem drugą. I wypiłem może ze trzy jeszcze - zdradził pan Maciej w rozmowie z "Galą".
Wszystko jest dla ludzi, ale trzeba nad sobą panować. I oby w następnych latach Maleńczuk umiał to robić.