Małgorzata Pieczyńska przyznaje, że w show-biznesie nie spotkała się ze szczególną zawiścią wobec swojej osoby. Być może dlatego, że piękna aktorka w latach 80. zamieszkałą w Szwecji i zniknęła z oczu zazdrosnym koleżankom po fachu. - Nie dotknęła mnie szczególnie zazdrość ze strony koleżanek. Być może spotykały mnie takie zachowania, ale nigdy nie przywiązywałam do tego wagi, nie walczyłam ze światem, nie byłam drapieżna wobec konkurentek ani nie widziałam tego, żeby ktoś mi wydrapywał oczy. Pamiętam, że jako bardzo młoda aktorka przyjaźniłam się z Kaliną Jędrusik. Ona była o pokolenie starszą aktorką i pamiętam jej niezwykła serdeczność i życzliwość. Może właśnie, dlatego że nie byłyśmy konkurentkami. Nie mogłam z nią konkurować w żadnym wypadku. Być może to też było sprzyjające tło do tej przyjaźni. Teraz sama przyjaźnie się z bardzo młodymi dziewczynami, z którymi gram, czyli role się odwróciły. Teraz ja jestem w pozycji starszej koleżanki i bardzo mi odpowiada towarzystwo zdolnych i nie widzę tu zazdrości. We mnie takich rzeczy nie ma. Być może są takie gesty, ale to są gesty małych ludzi i na pewno nie może mnie dotykać – opowiada „Super Expressowi” Małgorzata Pieczyńska. Z aktorką rozmawialiśmy chwilę po panelu dyskusyjnym "Zmiana jest kobietą", zorganizowanym przez Dorotę Goldpoint i fundację "Serce nie ma zmarszczek".
Aktorka rozkwitła przy drugim mężu!
Gwiazda serialu „M jak miłość” to piękna i pewna siebie kobieta. Nie zawsze jednak miała takie poczucie własnej wartości jakie dziś posiada. Małgorzata Pieczyńska (63 l.) wiarę w siebie zyskała dopiero prze swoim drugim mężu Gabrielu Wróblewskim.
Aż trudno uwierzyć, że Małgorzata Pieczyńska w młodości dała się sprowadzić do roli kury domowej. Aktorka ma za sobą nieudane małżeństwo z Andrzejem Pieczyńskim. Szczęście odnalazła dopiero u boku Gabriela, z którym dziś dzieli życie między Polskę a Szwecję. – Wszystko musiało być w moim życiu perfekcyjne... praca aktorki, prowadzenie domu, pieczenie chleba i szycie zasłon i wiele innych rzeczy, które sprawiały, że wcale nie byłam szczęśliwa… Potem pojawił się Gabryś. To było 37 lat temu i nagle zaczęłam słyszeć każdego dnia, że to jest wystarczające co sobą reprezentuję, że jestem wystarczająco wspaniałą gospodynią, do tego ładną, zgrabną i zdolną i naprawdę wystarczające jest wszystko to, co mnie tworzy, żeby mnie kochać, więc może żebym spojrzała na siebie życzliwiej. I powtarzał to tak często, że w końcu to do mnie dotarło – wspomina aktorka, od której emanuje ogrom serdeczności.