W marcu, przy wypełnionej po brzegi widowni, odbyła się w Teatrze Sabat wyjątkowa premiera. Spektakl „Gwiazda” inspirowany życiem i twórczością Violetty Villas zachwycił publiczność, ale mimo sukcesów i ogromnego poziomu rewiowych przedstawień Potocka zmaga się z różnymi przeciwnościami, a utrzymanie sceny na światowym poziomie kosztuje krocie. Małgorzata, która swojemu teatrowi oddała całe serce na szczęście czasem może liczyć na pomoc dobrych ludzi. - Sama muszę martwić się o finanse, nie dostaję olbrzymich dotacji jak inne teatry, bo rewia nie jest traktowana poważnie, choć ludzie jej potrzebują. Zwłaszcza w tych ciężkich czasach, gdy mogą na chwilę oderwać się od problemów. Na szczęście mam wokół siebie życzliwych ludzi, wspaniałych sponsorów, na których zawsze mogę liczyć. Bardzo wspiera mnie Grodno, które zapewnia mojej scenie, a także całemu teatrowi kompleksowe oświetlenie. Pomogli mi od doradztwa przez projekt do realizacji. To oni sprawiają, że wchodząc do mojego teatru widzowie już od progu czują się jak w bajce. W teatrze rewiowym wielką rolę odgrywają schody... Śpiewał o tym Piotr Fronczewski w słynnym musicalu „Halo Szpicbródka”:„ Schody, schody, schody, schody, jak w Casino de Paris. Nie mogą schody wyjść nigdy z mody, widz o schodach z rewii śni”. I jest to fakt, niestety dość kosztowny - wyznała Małgorzata Potocka w rozmowie z portalem odquchni.pl. Warto zauważyć, że schody w teatrze, oprócz kostiumów są najważniejszą częścią choreografii, dlatego Małgorzata Potocka jest wdzięczna panu Jarosławowi Skonieczka za wspaniałe oświetlenie. Tym bardziej, że jakiś czas temu wyniku wielkiej ulewy jej teatr bardzo ucierpiał, została zalana nie tylko powierzchnia budynku, ale i cała elektryka.
To przede wszystkim dla Małgorzaty Potockiej widzowie przychodzą do Teatru Sabat. Dlatego zawsze pojawia się na scenie choć na chwilę.
Taniec sprawił, że Potock wiodła tak barwne życie, że mogłoby ono posłużyć za podstawę scenariusza niezwykle interesującego filmu. Z „Sabatem” zjeździła niemal cały świat. Żyła jak w bajce, ale nie brakowało i dramatycznych chwil. W Kenii przeżyła przewrót wojskowy, a na porwanym przez terrorystów „Achille Lauro” na jej oczach zabijano ludzi. Przeżywała wielkie miłości i rozstania. Cztery razy wychodziła za mąż. Nie chowa urazy. Z byłymi mężami potrafi się przyjaźnić. Drugi mąż, Marek Prażanowski występował w jej teatrze, trzeci, Tadeusz Ross, długo był w nim gwiazdą. Nawet czwartego męża, Jana Nowickiego, który dla niej dopiero w jesieni życia po raz pierwszy porzucił kawalerski stan, namówiła na główną rolę w spektaklu rewiowym, co było sporym wydarzeniem.
Nie jest tajemnicą, że dla Małgorzaty Potockiej zawsze najważniejszy był jej teatr. - Tak naprawdę mój teatr jest moim domem. Spędzam tu mnóstwo czasu. Teatr rewiowy rządzi się swoimi prawami, nie może go prowadzić ktoś, kto się na rewii nie zna. Dlatego nie mogę mieć wspólników. Jeśli chcę mieć światowy poziom, to nie mogę oszczędzać na scenografii czy strojach, które są bardzo drogie. Muszę radzić sobie z finansami, nawet jeśli czasem ryzykuję - wyznała po tym, jak rozstała się ze wspólnikiem, który próbował zaprowadzić swoje porządki. Żeby go spłacić musiała sprzedać ukochany dom na Żoliborzu i wyprowadzić się pod Warszawę. Nie żałuje, ponieważ od pierwszego podniesienia kurtyny w Teatrze Sabat ma swoją wizję sceny, którą stworzyła wzorując się na najlepszych, przedwojennych standardach teatrów rewiowych i na doświadczeniu, które zdobywała występując na całym świecie, w tym w znakomitych, paryskich rewiach. A nawet w Las Vegas, gdzie przed laty wielką karierę zrobiła Violetta Villas.