Mateusz Damięcki pochodzi z artystycznej rodziny. Aktorską ścieżkę wybrali m.in. jego ojciec, Maciej Damięcki, a także babcia, Joanna Damięcka. W ich ślady poszedł zarówno Mateusz, jak i jego siostra - Matylda Damięcka. Wywodzący się z aktorskiego klanu Mateusz odnosi sukcesy, a jego kreacje są doceniane przez krytyków oraz fanów.
Syn Macieja Damięckiego znany jest z występów w takich produkcjach jak "Furioza", "W rytmie serca", "Na dobre i na złe", "Karol - człowiek, który został papieżem" czy "Przedwiośnie".
Mateusz Damięcki ma na swoim koncie kreacje w wielu filmach i serialach. Jedną z pierwszych była rola w serialu "Wow" w 1991 roku. Ostatnio aktor opublikował na Instagramie wpis, w którym wspominał, jak zaczęła się jego przygoda na planie zdjęciowym. Ujawnił także, że mało brakowało, a choroba zniweczyłaby jego plany. Wytwórnia Filmów Dokumentalnych i Fabularnych poszukiwała "chłopca 10-11 lat, który umie jeździć konno, na deskorolce, ćwiczy karate, pływa", co ogłoszono w telewizji. Mateusz Damięcki był wówczas jeszcze dzieckiem i idealnie pasował do opisu kandydata.
Kiedy to usłyszałem, zacząłem się drapać. Rodzice myśleli, że z nerwów, z podniecenia. Ale okazało się, że to była ospa. Dzień później, cały w fioletowe kropki, buczałem w poduszkę w naszym dwupokojowym mieszkaniu na ursynowskim osiedlu z wielkiej płyty, że moje życie i moja kariera właśnie runęły w gruzach - wspominał tamten czas.
Mateusz Damięcki przyznał, że po dwóch tygodniach, gdy wyzdrowiał, poprosił rodziców o zawiezienie do WFDiF, choć od tygodnia w telewizji nie pojawiały się już ogłoszenia o poszukiwaniu chłopca do roli w serialu. Aktor wspomina, że udało mu się spotkać z Jerzym Łukaszewiczem i Ryszardem Zatorskim.
Przeczytaj również: Zanim wziął ślub, Jarek z "Chłopaków do wzięcia" miał inną ukochaną. Zobaczcie, jak wyglądała [ZDJĘCIE]
Pytali, czy myślę, że takie coś mogłoby mi się podobać, czy bym się nie bał. I czy lubię uczyć się wierszy na pamięć. Musiałem odpowiadać po myśli, bo trzy dni później spotkaliśmy się znów. Przebrałem się w kostium (marynarski z czapką), w hali było dość ciemno, paliły się punktowe światła i lasery. Pamiętam te czerwone wiązki. Pokazano mi kamerę i zaraz kazano mi o niej zapomnieć i nigdy nie patrzeć w obiektyw. A potem przyszedł pan ze srebrną walizeczką i wyciągnął z niej okrągłą szczoteczkę. To było fascynujące. Kula świeciła pulsującym fioletowo-niebieskim światełkiem, a skierowane na nią czerwone lasery rozpraszały się po ścianach. Tak poznałem WOW - opisywał Mateusz Damięcki.