Dla pani Tusk nadchodzą ciężkie miesiące. Ten przerażający czas zapowiedział orkan Ksawery. Niestety, zima zbliża się nieubłaganie i nad morzem będzie wiało coraz silniej. Małżonka premiera będzie bardzo marznąć, a to tylko początek kłopotów.
- Zimą ciągnie od piwnicy i płacimy bardzo duże rachunki za gaz, bo jest tak zimno, że grzejemy na potęgę - cytuje Małgorzatę Tusk Dziennik.pl.
Pieniądze pieniędzmi, ale żona premiera podejrzewa, że ukochane przez nią mieszkanie w Dolnym Sopocie, kilkaset metrów od plaży w Zatoce Gdańskiej, mogło przyczynić się do jej choroby. Kiedy bowiem skończyła 37 lat, zaczęła cierpieć na reumatyzm.
PRZECZYTAJ: Małgorzata Tusk wyznała kolejną wielką tajemnicę: Premierowa zaczyna dzień od Super Expressu
I w tym momencie kończymy żarty. Gościec to przykra choroba. Ale trochę się dziwimy, że żona premiera marznie w domu. Nie ma na rachunki za gaz? Jej mąż od lat zarabia ponad 19 tys. zł i są to pieniądze, za które można przecież unowocześnić trochę mieszkanie i ocieplić. Trzeba coś zrobić, a nie marudzić. Przyszedł nam do głowy też inny pomysł. Pani premierowa mogłaby przezimować w Warszawie. Donald Tusk ma przecież do dyspozycji ogrzaną rządową willę, prawie 4 razy większą niż mieszkanko w Sopocie. Podatnicy płacą na jej utrzymanie ponad 5 tys. zł miesięcznie, a premier śpi w niej tylko kilka nocy w tygodniu.
Gdyby jego małżonka sprowadziła się do Warszawy, to przed domem nad morzem nie musiałby stać samochód z funkcjonariuszami BOR. Podatnicy płaciliby też mniej za przeloty Donalda Tuska w tę i z powrotem. W sumie od 2007 r. kosztowały one ok. 5 mln zł. Przeprowadzka miałaby więcej plusów niż minusów.