Ten dom kupili w latach 80. z potrzeby chwili. Bo rodzina się rozrastała i trzeba było szukać nowego lokum. - Z dwójką dzieci przestaliśmy się mieścić w ciemnym mieszkaniu na Wiejskiej - mówi Jan Pietrzak i dodaje: - I nie podobało mi się, że dzieci bawią się gdzieś koło śmietnika.
Na początku dom miał 110 metrów. A potem rósł wraz z rodziną. I kolejnymi wyjazdami Pietrzaka do Stanów. - Zarobiłem w Ameryce, dobudowywałem kolejną część - mówi pan Jan. Dziś dom ma 400 metrów kwadratowych.
Że właściciele domu lubią przestrzeń, widać od razu. Sufity nie mają jednej wysokości, pną się do góry, by po chwili opadać. Daje to ciekawy efekt, dużo światła, przestrzeni. Ciekawe też jest, że ściany nieoblepione są regałami z książkami, tutaj wiele ich nie znajdziemy. Pan Jan tak to tłumaczy: - Zrezygnowaliśmy z tego właśnie dla przestrzeni. Książki, setki, które gromadziliśmy latami, rozdaliśmy - mówi i dodaje: - Bo książki nie są od leżenia, są do czytania.
Ulubione miejsce pana domu? Barek. Ale Jan Pietrzak od razu zastrzega: - Proszę zaznaczyć, nie jestem pijakiem, także nikt z mojej rodziny nie pije, nie pali. Ale ten barek to... takie fajne miejsce integracyjne. Z wyjściem na taras... Miło latem z przyjaciółmi posiedzieć.
Wokół barku wiszą dyplomy, podziękowania. Zdjęcia z największymi: z Wałęsą, Reaganem.
Czego tutaj jest najwięcej? Rodziny! Dziś mieszkają tu Jan Pietrzak z żoną Katarzyną i dwóch synów. Jest jeszcze pies Burek, niezwykle przyjazny, co nieco martwi satyryka. Ale pozostała rodzina pana Jana jest, a jakże, bardzo obecna. Na zdjęciach, które są wszędzie. Wiszą w kuchni i na ścianach w jadalni. Stoją na parapetach. Bo pan Jan, o czym szczerze mówi, jest bardzo ze swojej rodziny dumny.