Miałam dziwny początek. Urodziłam się u stóp Giewontu... ale to czysty przypadek. Po prostu moja mama tam pojechała. Ojciec walczył w Powstaniu Warszawskim, wraz z kolegami przedzierał się kanałami. Szli ze Starówki do Śródmieścia. Tam dotarła do nich wiadomość, że wojna się skończyła. Wtedy mój ojciec wraz z przyjacielem postanowili wyjść na skrzyżowaniu ulic Kruczej i Wspólnej i snajper zastrzelił tatę.
Posłuchaj głosu Ewy Złotowskiej (Pszczółki Mai):
Dom na Kopernika, w którym rodzice mieszkali, był kompletnie zniszczony. Mama w ciąży, sama. Wówczas przyjaciele, którzy jechali do Zakopanego - wielu ludzi z konspiracji tam było - po prostu mamę ze sobą zabrali.
Był środek zimy, luty... kiedy pewnego razu mama, będąc już w zaawansowanej ciąży, wybrała się na wycieczkę na Giewont. Nie zaszła daleko, bo żwawo pchałam się na świat. Tyle że o miesiąc za wcześnie.
Po pół roku mama otrzymała wiadomość, że jej przyjaciółka znalazła mieszkanie, więc wróciłyśmy do Warszawy.
Byłam dzieckiem żywym, ciekawskim, niecierpliwym, co zostało mi do dziś. Miałam zdolności artystyczne, też zostały mi do dziś. Mama wiedziała, że powinnam iść w tym kierunku, w związku z czym równolegle ze szkołą podstawową chodziłam do szkoły muzycznej. Grałam na skrzypcach, fortepianie, ale wirtuozem nie zostałam. Bo mam rękę dziecka. Na fortepianie nie wybrnęłam poza sonatiny dla dzieci, ponieważ dłonią nie obejmuję oktawy.
Zawsze chciałam być aktorką. Jako nastolatka występowałam z Danielem Olbrychskim na szkolnej scenie w Liceum im. Batorego. Graliśmy "Zemstę", on był Papkinem, a ja Klarą. Do dziś uważam, że to najlepszy Papkin, jakiego widziałam, a on twierdzi, że byłam najlepszą Klarą.
Nie dano mi jednak szans, bym mogła studiować aktorstwo. Kiedy zgłosiłam się do szkoły teatralnej, już na wstępie usłyszałam, że nic z tego, bo nie przyjmuje się osób mojego wzrostu. Nawet nikt sobie nie zadał trudu, by sprawdzić, czy jestem zdolna, czy nie! Poszłam więc szkoły muzycznej, na wydział piosenki, trafiłam też do teatru STS. Tam zobaczyła mnie Stefania Grodzieńska, która dała mi rolę w pierwszym polskim serialu "Szklana niedziela". Zostałam zauważona. Od samego początku zrobiłam się popularna i wzięta. A po latach i tak zostałam aktorką z dyplomem eksternistycznym, który zdałam w Ministerstwie Kultury i Sztuki. Posypały się propozycje pracy na estradzie, w radiu, dubbingu i w telewizji.