Mandaryna i jej słynne "znacie ev'ry night? haba!", które wykrzyczała w Sopocie w 2005 roku, stało się ikonicznym tekstem, powtarzanym w mediach społecznościowych w ramach żartu. Wszystko przez pamiętny występ Marty Wiśniewskiej, która śpiewając na żywo swój największy hit niemiłosiernie zafałszowała. I choć można odnieść wrażenie, że ludzie jej tę wpadkę już wybaczyli, to na pewno nie dają jej o niej zapomnieć. Z sentymentem wspominają czasy, gdy Mandaryna wyszła na sopocką scenę, lecz robią to głównie z sympatii, a nie celowego szyderstwa. Faktem jest jednak, że historia z Sopotu przekreśliła karierę Mandaryny, która nie podniosła się po tym upokorzeniu. Teraz sprawa wraca po latach, a wszystko za sprawą wywiadu, którego udzielił były menadżer artystki - Kris Świetoń, znany ostatnio w mediach jako drag queen o pseudonimie Filo. Jego zdaniem, jak zasugerował, Mandaryna miała paść ofiarą sabotażu, który przekreślił jej sukcesy i rozpoznawalność w branży muzycznej. Poznajcie szczegóły.
Mandaryna zafałszowała w Sopocie i straciła karierę. Po latach ujawniono, kto za tym stał?! Znane nazwisko
Filo w rozmowie z Pomponikiem stwierdził, że za wpadką Mandaryny w Sopocie stoi mężczyzna, który nazywa się Maciej Durczak - był on wówczas menadżerem Dody. Artysta zarzucił mu, że wszedł do pomieszczenia, gdzie "steruje się głosem".
- Marta ma - moim zdaniem - nieprzepracowany ten Sopot. (...) Tak było, to jest potwierdzona informacja. To nigdy nie zostało opublikowane. Też namawiam Martę, żeby nagrała wywiad-spowiedź po latach i powiedziała to wszystko - powiedział były menadżer Marty Wiśniewskiej w rozmowie z Pomponikiem.
Zdaniem Filo dzisiejszy występ Mandaryny nie wywołałby tak dużego zamieszania, bo "obecnie wiele artystek nie potrafi śpiewać", a fałsze są na porządku dziennym i po prostu się zdarzają. Nie wypalił też plan z zatrudnieniem chórzystki o zbliżonej barwie głosu do Mandaryny, co miało zamaskować wokalne niedociągnięcia.
- Ona się nie słyszała. Miała trzy chórzystki - jedna była specjalnie wynaleziona pod nią, która miała bardzo podobny głos do niej. Ona miała praktycznie za nią śpiewać, ale oni tę chórzystkę wyłączyli. Tylko Marta śpiewała, muzycy nie mieli odsłuchów, Marta nie miała odsłuchów. Chórzystka śpiewała, a nie wiedziała, że jej nie słychać. Marta mi powiedziała, że ona dopiero tak w połowie drugiej piosenki się skapnęła, że coś nie gra. Ona była przekonana, że jest okej - stwierdził były menadżer Mandaryny.
Na razie wywołane do tablicy osoby nie odniosły się do sprawy. Myślicie, że rozpęta się po latach awantura o Sopot i Mandarynę?