Marcelina Zawadzka wraca do telewiji na dobre! Wielkie zmiany w życiu gwiazdy "Farmy": "Cieszę się na to, co nadchodzi"

2022-01-17 14:12

Nowy rok to dla Marceliny Zawadzkiej jednocześnie nowe otwarcie. Po dłuższej przerwie gwiazda wraca na srebrny ekran, tym razem jako współgospodyni reality-show "Farma". Odsłaniając nam kulisy nowego programu, gwiazda opowiedziała o tęsknocie za naturą i potrzebie pokonywania własnych barier.

Farma. Nowe show stacji Polsat

i

Autor: fot. materiał prasowe Polsat "Farma". Nowe show stacji Polsat
Marta Manowska i Robert Bodzianny - pierwsze spotkanie w "Rolnik szuka żony"

- Początek roku to dla wielu symboliczne nowe otwarcie, w Twoim przypadku to rzeczywiście przełomowy czas. Nowy rok powitałaś w nowej stacji, podczas Sylwestrowej Mocy Przebojów, a już za chwilę premierę będzie mieć twój nowy program „Farma”.

- Rzeczywiście początek roku zapowiada się intensywnie i przyniesie wiele nowego. Cieszę się na to, co nadchodzi, bo lubię zmiany. Dobrze się czuję, gdy jestem w ruchu, i kiedy dużo się dzieje. Tak się zresztą składa, że sylwestrowy koncert miałam okazję prowadzić właśnie z Iloną Krawczyńską, z którą wystąpimy także w roli prowadzących „Farmy”. To format, który przez lata zdobył dużą popularność i doczekał się lokalnych edycji w ponad 20 krajach na całym świecie, szczególnie w Norwegii, gdzie doczekał się 22 edycji, w Polsce natomiast jest zupełną nowością.

- Co go będzie wyróżniać spośród innych programów typu reality show?

- Tworzą go przede wszystkim niezwykle barwne osoby, które łączy jedno – są to mieszkańcy miast, przyzwyczajeni do wygód, które stwarza taka przestrzeń. Natomiast każdy z uczestników ma zupełnie inne doświadczenia życiowe, historię, osobowość. Na co dzień mieszkają też w różnych częściach Polski, często nie mając nigdy styczności z pracą na tradycyjnej farmie. Mamy Ślązaczkę czy rockmana z Poznania, są wśród nich zarówno starsi jak i młodsi – spędzili razem wiele tygodni na tytułowej farmie, musząc sobie radzić w niełatwych warunkach, bo nie mieli dostępu do bieżącej wody, prądu czy nawet łazienki. Jest to więc dla nich duże wyzwanie, ale i okazja, by przekonać się, czy potrafią się w takiej rzeczywistości odnaleźć. Z jednej strony musieli nauczyć się żyć w symbiozie, ponieważ potrzebowali siebie nawzajem, ale z drugiej była to też rywalizacja, w której nie brakowało intryg i sojuszy, bo co tydzień z programem jeden zawodnik musi się pożegnać, a na szali jest 100 tys. złotych.

- Nagroda jest atrakcyjna, ale zadanie niełatwe. Co skłoniło uczestników, by porzucić wygodne życie w mieście i spędzić wiele tygodni, będąc zdanymi wyłącznie na siebie?

- Myślę, że nie bez znaczenia są tutaj czasy, w których żyjemy i trwająca już niemal dwa lata pandemia, zwłaszcza miesiące, które wielu z nas musiało spędzić zamkniętych w domach. To sprawiło, że ludzie zatęsknili za miejscami, w których mogą być bliżej natury, żyć bardziej ekologicznie, wrócić do korzeni i do tego, co daje nam najwięcej, czyli ziemi. Zdjęcia do programu powstawały w na terenie pięknej Puszczy Noteckiej, więc staraliśmy się, by produkcja była takim właśnie ukłonem w stronę natury i polskiej wsi. Dla uczestników była to też szansa na przełamanie wielu swoich barier. W trudnych warunkach czasami niepozorne osoby mogą bardzo zaskoczyć, co nie raz pokaże widzom, jak bardzo pozory mogą mylić. A co ciekawe, okazało się, że wielu takie życie z czasem doceniło. Brak telefonu i kontaktu z bliskimi na pewno nie był dla nich ławy, zwłaszcza, że dziś trudno już wyobrazić sobie bez tego codzienne funkcjonowanie, ale po zakończeniu zdjęć wielokrotnie słyszałam od uczestników, że ten czas bez telefonu tak naprawdę był całkiem fajny (śmiech).

- Uczestnicy muszą radzić sobie bez wszystkich wygód, do których przyzwyczaił nas współczesny świat. Z której tobie najtrudniej byłoby zrezygnować?

- Z telefonem na pewno trudno by mi się było rozstać ze względu na specyfikę mojej pracy, choć gdybym wykonywała inny zawód, myślę, że mogłabym go zostawić. Staram się od niego nie uzależniać, a bardziej skupiać na tym, co dzieje się tu i teraz, bo spędzanie zbyt dużo czasu z telefonem sprawia, że wiele rzeczy obok nas po prostu nam umyka. Myślę, że gdybym była na miejscu uczestników, to największy problem miałabym chyba z gotowaniem, zwłaszcza, że tutaj trzeba umieć wyczarować coś z kilku prostych produktów! Nasi uczestnicy praktycznie żywili się tylko tym, co sami wyhodowali. Na tym tle rodziło się wiele nieporozumień, bo wiadomo, że gdy człowiek godny to zły. A ile czasu można wytrzymać na warzywach czy owsiance. To trzeba absolutnie zobaczyć, bo kreatywność kulinarna, która się rodzi w takich chwilach jest absolutnie niesamowita. Ja nigdy nie miałam do gotowania cierpliwości i to na pewno jest rzecz, którą chciałabym zmienić, i której chciałabym w przyszłości poświęcić więcej czasu.

- Za to nie od dziś wiadomo, że nie jest dla ciebie problemem rąbanie drewna na opał. Wielokrotnie opowiadałaś w wywiadach o swoim zamiłowaniu do sportów ekstremalnych i survivalowych wyzwań. Myślisz, że poradziłabyś sobie z zadaniami, które czekały na uczestników?

- Życie na wsi czy w lesie nie jest mi obce. Pamiętam chociażby, jak babcia uczyła mnie jako małą dziewczynkę doić krowę. Rodzice często zabierali mnie w dzieciństwie do domku w lesie, gdzie trzeba było rąbać drzewo na opał, żeby się ogrzać, sąsiedzi hodowali kury, żyło się tam blisko natury, w której uczyłam się sobie radzić od najmłodszych lat. Gdy się urodziłam, to jeszcze zanim nauczyłam się chodzić, tata już wsadzał mnie do wody, bym uczyła się pływać. Przyznam więc, że nie raz na planie miała ogromną ochotę pomóc naszym uczestnikom! Myślę, że byłoby to fajna przygoda, ale też możliwość dotknięcia samej siebie w różnych sytuacjach, przesunięcia swoich granic, dopiero wtedy nieraz odsłania się prawdziwa osobowość. Ja lubię je przesuwać i sprawdzać w ten sposób samą siebie.

Program "Farma" codziennie od poniedziałku do piątku o godz. 20:00.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki