Warszawski Teatr Komedia, wszystkie miejsca zajęte. Ale nie należy się dziwić, z programem wystąpił popularny satyryk Marcin Daniec. A program był nie byle jaki, bo przygotowany z okazji 30-lecia pracy scenicznej artysty.
Patrz też: Szabatin i Maserak trafią do Teatru Wielkiego
Oczywiście po występie był bis. Tyle że na bisie kilka osób zaczęło wychodzić. - A gdzie spierniczacie? Ja jeszcze nie skończyłem... - satyryk żartobliwie, jak to ma w zwyczaju, zwrócił im uwagę, po czym groźnie spojrzał na starszego, wymykającego się z widowni mężczyznę.
- Ja do pana - szepnął nieśmiało.
A potem obaj panowie spotkali się w garderobie, by to i owo sobie wyjaśnić.
- To jest niemożliwe, żeby pan występował w góralskim kapeluszu z gęsim piórem. Powinno być orle - oznajmił Leszek Kiełczewski, który okazał się wielkim fanem talentu Dańca. Potem mężczyzna wyjął nóż i zaczął rozpakowywać biały pakunek. - Proszę, oto orle pióro. Przywiozłem je dla pana z Mongolii.
Daniec był wzruszony. Natychmiast przymierzył je do kapelusza. Było duże...
- Kurczę, ale u nas nie ma takich orłów - skomentował, gdy zobaczył się w lustrze.
Ale pan Leszek, jak prawdziwy fan, odparował bez zastanowienia: - Panie Daniec, jak to nie ma! Pan jest wielkim orłem...