- Chciałem zobaczyć Kubę taką, jaka jest w tej chwili. Komunistyczną, z Fidelem na czele - mówi aktor w rozmowie z "Super Expressem".
Wykupił dwutygodniową wycieczkę w biurze podróży. Jeden tydzień spędził, ciesząc się plażą w kurorcie Varadero, drugi - objeżdżał wyspę. Podczas tej wycieczki przytrafiła mu się interesująca przygoda. Aktor na samo wspomnienie o niej śmieje się. - Pojechałem do rezerwatu delfinów. Jest tam w zwyczaju, że turyści schodzą do wody, by przywitać się z delfinem. Podpłynęła do mnie delfinica Nina. Pocałowała. Ale na znak opiekuna miała odpłynąć. Jedno klaśnięcie, ona nic, drugie, ona wciąż przy mnie tkwiła. Ludzie w śmiech, zaczęli mi bić brawo. Dopiero przy trzecim klaśnięciu Nina posłuchała i odpłynęła - wspomina Marcin.
Ale to niejedyne atrakcje, jakich doświadczył aktor.
- Dowiedziałem się m.in., gdzie mieszka Fidel. W sercach wszystkich Kubańczyków. Naprawdę jest dla nich kimś wyjątkowym, szanują go tam, w przeciwieństwie do brata Raula, który nie jest lubiany - opowiada Kwaśny. - Pomimo biedy w Kubańczykach jest wiele radości. Śpiewają, tańczą na ulicy, cieszą się życiem. Tam dopiero człowiek doświadcza, że do szczęścia nie trzeba wiele... Nie muszą mieszkać w luksusowej dzielnicy i jeździć lexusem, by być szczęśliwymi.