Marcin Prokop twierdzi, że nie wystąpił w reklamie wyłącznie dla podreperowania domowego budżetu. - Zdecydowały pomysły firmy jak mnie wykorzystać. Gdybym dostał propozycję sztampową typu „wejdź półnago pod prysznic i w zwolnionym tempie myj włosy, a potem przeczesuj je w lustrze palcami” to bym nigdy się w to nie bawił. Wiadomo, że reklamę robi się dla pieniędzy, ale pieniądze to nie wszystko. Jeśli nie ma fajnego kreatywnego pomysłu, to żadne pieniądze mnie nie przekonają - mówi „Super Expressowi” Marcin. Czyżby to był mały pstryczek w stronę Roberta Lewandowskiego (35 l.), który również występował w spotach reklamowych tej samej marki i pozwolił się nagrać jak myje włosy pod prysznicem? Prokop cieszy się, że jest na takim etapie życia, że może przebierać w propozycjach. - Jestem dość długo w branży. 25 lat. Czasy, kiedy byłem na dorobku minęły, więc teraz robię rzeczy, które sprawiają mi radość i frajdę i coś co wciąga mnie kreatywnie, nawet jeśli to jest reklama. Nie udawajmy, że reklamę robi się dla sztuki, ale jeśli można jakąś sztukę zrobić, to tym lepiej - dodaje dziennikarz.
Gwiazdor ze względu kary umowne zapisane w kontrakcie nie chciał ujawnić, o jaką kwotę zasiliło się jego konto za udział w reklamie. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się jednak, że jego gaża mogła wynieść nawet pół miliona złotych! - Marcin jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy telewizji. Budzi zaufanie. Nie jest tajemnicą, że się ceni. Marka nie szczędziła na niego grosza. Mówi się, że jego kontrakt opiewa na 500 tys. zł. - zdradza „Super Expressowi” osoba z otoczenia prezentera. Praca wymagała jednak poświeceń. Do jednej ze scen wsadzono go w prawdziwy gips na kilka godzin! - Sądziłem, że nie zapakuję mnie naprawdę w gips. Myślałem, że przyjdę sobie na zdjęcia, a potem jakiś miły pan w postprodukcji nałoży filtr, a tu dwóch oprawców ze szpitala, prawdziwych gipsiarzy, którzy składają kończyny wzięli mnie w obroty i nie było taryfy ulgowej. Zapakowali mnie dość ciasno. Zrobiono wiele dubli, więc leżałem zabandażowany i zagipsowany dobre 4 godziny. Jak tylko mnie zagipsowali to natychmiast wszystko mnie zaczęło swędzieć. Operator światła, który miał mniej roboty wsuwał mi kawałek papierka za gips i mnie nim szurał - wspomina Prokop.