Marcin Prokop z rozbrajającą szczerością: "Czuję się jak worek, z którego uszło powietrze"

Nowe odcinki „Niezwykłych Stanów Prokopa” od 2 marca na antenie TVN o 11:20. Z tej okazji udało nam się porozmawiać z Marcinem Prokopem o programie, o stylu życia najbardziej zapracowanego człowieka w polskich mediach, o czasie na odpoczynek i... striptizerkach.

Aleksandra Pajewska-Klucznik: Na początek chciałam ciebie zapytać, czy w ogóle odpoczywasz kiedyś?

Marcin Prokop: A skąd ta troska?

W „Stanach Prokopa” Prokop, w „Mam talent”, w „Dzień Dobry TVN”, w reklamach, w „Legomasters”, wczoraj „Bestsellery Empiku” prowadzi Marcin Prokop, dzisiaj tutaj wywiady... Jak to się robi?

- Jeśli lubisz swoją robotę, to nie czujesz, że pracujesz. Stary banał, ale prawdziwy. Ja podczas pracy nie patrzę na zegarek, zanurzam się w tym, zatapiam, zapominam o bożym świecie, a czasem nawet o potrzebach fizjologicznych. Ale wszystko ma swoją cenę. Okazuje, że kiedy kończę jakieś zadanie, to momentalnie "schodzi" ze mnie wszystko. Czuję się, jak worek, z którego uszło powietrze. Dopiero wtedy widzę, ile ta robota mnie energetycznie kosztuje. Zwłaszcza, że zawodowo robię dużo bardzo różnych rzeczy naraz, również takich, o których wie mało ludzi. Potem musi więc nastąpić stosowna regeneracja. Dlatego moje życie zawodowe to sinusoida - wspinam się, wspinam, daję energię, a potem jest zjazd, budowanie się i od nowa.

A jak kręcicie „Stany Prokopa”, to trochę też tam urlopujecie? Czy tylko kręcenie i robota?

To chyba jeden z najtrudniejszych programów, które realizuję. Energetycznie jest najbardziej wyczerpujący, bo po pierwsze jesteśmy tam krótko. Taki wyjazd trwa około miesiąca, a mamy do nagrania 8 odcinków. W poprzednim sezonie było ich 12. Gdy to przeliczysz na dni zdjęciowe, okazuje się, że na jeden odcinek masz 2-3 dni, a jeszcze w międzyczasie trzeba się w przemieścić pomiędzy lokacjami.

Zobacz również: Jakubiak odpowiada na słowa Prokopa. "Jakbyś przeniknął moje myśli"

No tak, to nie jest odległość z Warszawy do Poznania…

Czasami to 7-8 godzin jazdy, czasami samolotem podróżujesz kilka godzin wewnątrz Stanów. Po trzecie, gramy najczęściej w wakacje, gdzie temperatury w USA w większości miejsc są nie do zniesienia. W tym roku w Las Vegas dochodziły do 48 stopni. Do tego to miasto nie odpoczywa w nocy. Jest zabetonowane, więc gdy się nagrzewa nie da się tam poczuć wakacyjnie. Nie zamierzam narzekać, ale podczas takiego projektu nie ma miejsca na błędy. Gdyby coś nam się nie udało, np. zepsuł się samochód, gdyby nam się posypała logistyczna układanka, którą sobie tam tworzymy, to byłby problem. Więc pojawia się też stres związany z precyzją planowania. My po prostu jesteśmy często w konkretnych miejscach i lokacjach umówieni z dokładnością do kwadransa. Jeśli nam się coś obsunie, to nie zrealizujemy materiału.

Na przykład jak ktoś się zgubi na lotnisku, tak jak bohaterka odcinka z Las Vegas…

Tak.

Co prowadzi mnie do pytania - skąd wy bierzecie tych ludzi? Jak znaleźliście akurat właśnie taką dziewczynę, która przeleciała z Barcelony do Las Vegas robić karierę striptizerki?

Czasami to przypadek. Chciałem opowiedzieć o Las Vegas z punktu widzenia kogoś, kto animuje to miasto i jest częścią tego systemu rozrywkowo- biznesowego, kto nie jest turystą i nie wpadł tam na chwilę, ale doskonale zna obie strony tamtejszej rzeczywistości.

Myślałem o kimś takim jak krupier w kasynie lub artysta uliczny, który w ciągu dnia prowadzi normalne życie, wieczorem gra na gitarze i zabawia ludzi. Nie miałem sprecyzowanego planu i nagle przez przypadek na Instagramie pojawia dziewczyna, której profil jest opisany tagiem „Las Vegas”. Włączam dźwięk, słucham tego co ona ma do powiedzenia. Opisuje swoje życie, mówi że otwiera studio tańca w Barcelonie, ale mówi też, że jej największym marzeniem jest znaleźć się w Las Vegas i zostać profesjonalną striptizerką, tancerką erotyczną.

Napisałem, że jestem w Vegas za dwa dni, możemy się spotkać i jeśli ma ochotę to chętnie wysłucham jej historii i dowiem się skąd w ogóle ochota, żeby zajmować się biznesem, od którego raczej większość ludzi stara się uciekać.

Szczerze mówiąc ten biznes kojarzę z wyzyskiem, ciemną stroną mocy, z przestępczością, ale może ja źle to rozumiem, może ja na to źle patrzę? Więc mówię jej - powiedz mi, jaka jest twoja historia. I tym sposobem mam bohaterkę, której w życiu nie widziałem, o której nic w sumie nie wiem. Pojawia się na lotnisku i idziemy za nią, za jej historią, nie ma żadnego scenariusza.

Drugi przykład tematu, który spadł z nieba: jesteśmy w Nashville, chcę tam zrealizować odcinek o kulturze cuntry, o tańcu, o muzyce, o stylu życia, o wszystkim tym, co się na tę kulturę, bardzo teraz popularną, składa. Potrzebuję gitary do jednej sceny, bo mam ochotę z moim bratem zaintonować dla wygłupu piosenkę. W sklepie się okazuje, że najtańsza gitara kosztuje tysiąc dolarów. Nie zostawię przecież tyle, żeby za chwilę tę gitarę wyrzucić, więc zastanawiam się, skąd ją wziąć.

Przypomina mi się, że w tych okolicach mieszka kuzyn mojej szwagierki, więc zdobywam do niego numer, dzwonie. Cześć, czy masz gitarę? Nie mam, ale pożyczę, wpadaj, musisz tylko sobie po nią przyjechać. Okazuje się, że Tomek ma okazałą chałupę, a w kuchni sprzęt do gotowania, którego nie widziałem nawet w najlepszej knajpie. Jakieś niesamowite wynalazki do smażenia, pieczenia, panierowania, kto wie co jeszcze, więc zaczynam się zastanawiać, z kim ja tutaj właściwie obcuję?

Z kim?

Skracając tę historię - okazuje się, że Tomek jest jednym z największych kulinarnych celebrytów w Stanach, jest gościem, który otwiera knajpy dla największych gwiazd muzyki i sportu. Powierzają mu dziesiątki milionów dolarów po to, żeby postawił restaurację, zbudował menu, zarządzał tym, a oni potem odcinają od tego kupony, dając oczywiście temu swoje imię, nazwisko, wizerunek itd.. Tych knajp w Stanach prowadzonych przez Tomka jest kilkanaście. On jest znany w całej Ameryce, w tym świadku kulinarnym, tak jak u nas Magda Gessler, a w Polsce nikt o nim nie słyszał! Więc mówię do mojej ekipy, słuchajcie, zmieniamy plany, to jest ta historia, za którą idziemy. Mamy na jutro jakieś cele i pomysły, ale z czegoś musimy zrezygnować, bo to jest moim zdaniem ciekawsze. Idziemy tym tropem i tak właśnie pół odcinka będzie o Tomku, czego w pierwotnym planie zupełnie nie zakładaliśmy. Jeśli instynkt gdzieś Cię prowadzi, idziesz za nim, za tą historią.

Niesamowita jest ta historia, zwłaszcza, że ten gość był u ciebie w rodzinie ukryty…

Tak! To bardzo daleka rodzina, a ponieważ mieszka w Stanach, to od lat też nie było z nim kontaktu, nie przyjeżdżał do Polski.

Efektem ubocznym tej wizyty było też to, że te kontakty się odnowiły, on się odezwał do tej części rodziny i nagle zaczęli znowu rozmawiać.

Powiedz jak to robisz, bo to naprawdę podziwiam, że zachowujesz kamienną twarz, nawet jak ktoś do ciebie mówi takie rzeczy… Mówisz o pani z Las Vegas? (śmiech)

Mówię o pani z Las Vegas i o odcinku o kosmitach. Choć powiem szczerze, że ta dziewczyna z Las Vegas marząca o byciu tancerką na rurze... dla mnie opowiadał bardziej niedorzeczne rzeczy niż fanatycy UFO nawet...

Myślę, że to jest kwestia szacunku do rozmówcy. Nie jestem podmiotem w tej opowieści, mam być tylko przekaźnikiem, mam jej wysłuchać, nie oceniać, pozwolić ludziom zdecydować, co oni o tym myślą. Myślę, że też możesz zauważać, że dzisiaj bardzo wielu dziennikarzy często stara się narzucać odbiorcom swoją wizję, obarczyć ich interpretacją. Powiedzieć, co ty masz o tym sądzić, jak ty masz się z tym czuć, co masz myśleć. Staram się wrócić do korzeni, gdzie dziennikarz, bo tutaj w tym programie, w takiej roli się stawiam, ma być tylko anteną, przez którą przechodzi informacja.

„Statywem do mikrofonu”? Tak się mówi o nas, dziennikarzach, czasami…

Tak. Celowo chowam się za tą kamienną twarzą, bo też nie chcę płoszyć tych bohaterów. Ktoś, kto jest nieufny, kto przedstawia swoją historię, która wielokrotnie była pewnie obśmiana, musi się chować ze swoją pasją. Pewnie nie jedna dziewczyna go zostawiła, gdy okazało, że on wierzy w UFO i Wielką Stopę. Potem nagle spotyka obcego sobie człowieka, czyli mnie, który zadaje mu pytania dotyczące jego życia i ja widzę, że on mnie obserwuje. Ja widzę, że on patrzy... Jest czujny.

Najbardziej to było widać w odcinku o UFO. Na paradzie podszedł do ciebie mężczyzna, który pytał czy jesteś tym Polakiem z telewizji? On już miał taką minę, że przyjechałeś ich wyśmiać. To było widać 100%. Czyli pewnie to się zdarza regularnie…

Tak, i właśnie nie chcę dokładać do tego swojej cegiełki. Bohaterowie muszą mi zaufać i muszą chcieć się otworzyć. Natomiast ja też, ponieważ jest to program autorski i moje nazwisko znajduje się w tytule, mam do tego wszystkiego swój stosunek i też chcę go wyrazić.

Spuentować to jakoś, prawda? Stąd twój komentarz na koniec odcinka?

Ale nie chcę, żeby on był ważniejszy, niż historia, którą przedstawiam.

Zobacz również: Kuba Wojewódzki to żaden król TVN. Cennik za reklamy mówi jasno, kto teraz tam rządzi. Ujawniamy TAJNE kwoty

Mam wrażenie, że te dwie historie – dziewczyny która chce być striptizerką w Vegas i ludzi wierzących w UFO – były w miarę nieszkodliwe. Natomiast czy uważasz, że dziennikarz na przykład jak rozmawia z antyszczepionkowcem, to powinien go od razu punktować faktami? Czy dać mu wolność wypowiedzi? Teraz często spotykamy się z tym, że w telewizji ktoś robi wywiad z kimś, kto, po prostu opowiada totalne głupoty... Czy dziennikarza rolą jest przerwać i powiedzieć jaka jest prawda? Czy powinieneś kontrować dziewczynę, która opowiada że seksbiznes jest super, bezpieczny i w ogóle nie szowinistyczny, bo ona może komuś zaszkodzić?

To jest bardzo dobre pytanie i też je sobie zadawałem przynajmniej parę razy nagrywając ten odcinek. Dlatego po pierwsze - ważne było dla mnie żeby pokazać jakiś kontrapunkt w tym odcinku wobec historii Nicole, która tak bardzo radośnie opowiada o tym świecie. W tym celu pojawiły się inne dziewczyny z branży, które miały właśnie pokazać, z czym to się wiąże, jakie są koszty. Jedna z nich przyznała że ma depresję i nerwicę. Pojawił się też drugi bohater, chłopak, który jest youtuberem opowiadającym o ciemnej stronie Las Vegas.

Wierzę też w mądrość widza i że gdy dostanie kilka punktów widzenia, dostanie historię z różnymi niuansami, to sobie swój wnioski sam wyciągnie. Program jest przede wszystkim o emocjach, które mi towarzyszyły podczas tej podróży. W odcinku o Nicole poczułem troska o tę dziewczynę, bo ja ją naprawdę polubiłem.

Super Express Google News
Autor:

Mam nadzieję, że za rok, w kolejnych „Stanach Prokopa” pojedziesz i sprawdzisz, jak ona sobie radzi.

Ja mam z nią kontakt cały czas. Nie zostawiam swoich bohaterów. Nie jest tak, że ich wyciskam i koniec. Z większością z nich dość regularnie koresponduję. Nicole też mi cały czas robi update tego, co się u niej dzieje. Na razie jest bezpieczna i szczęśliwa, jak twierdzi. Znalazła pracę w dobrym klubie, gdzie tańczy, a za dnia pracuje w... przedszkolu.

Powiem szczerze, że ten odcinek, momentami mnie wkurzał, byłam na nią zła po prostu za te głupoty które wygadywała. Za to przy tym o UFO świetnie się bawiłam, śmiałam w głos dosłownie. Mój mąż jest z Opola Lubelskiego, tam obok jest Emilcin, w Emilcinie było słynne polskie lądowanie UFO…

Może gdy ujawnią te wszystkie dowody, to będziemy tam mieć polski festiwal w Emilcinie (śmiech)

Świetnie się na tym bawiłam, ale z drugiej strony trochę było mi żal tych ludzi, bo pewnie tak jak wspominałeś byli gnębieni

Nie mają łatwego życia, często w swojej własnej rodzinie są nierozumiani, ich pasja jest wyśmiewana, tam w tej społeczności mają taki safe space, przestrzeń, gdzie mogą się wszyscy razem spotkać, nikt ich nie ocenia, nikt ich krytykuje, odżywają. Jedzą te waty cukrowe, piją, tańczą, bawią się, wiesz, widać, że to są ludzie specyficzni, którzy na co dzień podpierają na dyskotece ścianę i patrzą na innych, którzy mają tak zwane „normalne życie”. A tam, na festiwalu UFO, są bohaterami.

Coś w tym jest, chociaż jak rozmawiałeś z tym „badaczem” i on cały czas mówił, prowadzi „badania”, aż czekałam aż krzykniesz na niego, że to nie są badania, bo nie jest naukowcem... ale z drugiej strony to oczywiście to by zamknęło tę rozmowę. A czy poza kamerami był ciąg dalszy tych dyskusji, na przykład, próbował cię przekonać że w tym lesie jest ten Yeti?

Oni jak już widzą, że złowili kogoś na swoją wędkę, że ktoś im poświęci uwagę, przejrzał te niby, dokumenty, trzymał w rękach odcisk Wielkiej Stopy, jak już widzą w tobie sojusznika, to chcą Cię przekonać do swojej ideologii, żebyś ty o niej światu powiedział i otwierał ludziom oczy.

To też jest coraz większy problem w Ameryce i całego ruchu QAnon który jest z jednym wielkim spiskowym zlewiskiem, gdzie oni wszyscy spływają.

Tak. Czytałam, że według niektórych źródeł nawet jeden na sześciu Amerykanów nie wierzy, że Ziemia jest okrągła. To jest po prostu niesamowite dla mnie.

Powiem szczerze, kiedy jechałem na ten festiwal, to myślałem sobie: ok, pewnie spotkam ludzi, którzy tak naprawdę to w to nie wierzą, tylko zarobią na tym pieniądze. Albo zaspokajają swoje poczucie bycia ważnym, sławnym, w centrum wydarzeń, albo po prostu chcą się dobrze bawić w swoim towarzystwie. Natomiast gdy z nimi rozmawiałem, to widziałem, że w tych oczach jest głębokie przekonanie, że tak właśnie jest, że ten rząd nas oszukuje.

Może to się bierze z tego, że ten rząd naprawdę ich oszukuje? Tylko nie w tej sprawie.

Absolutnie tak.

I oni jak zobaczą, że w jednej sprawie ich rząd oszukuje, to myślą sobie, że ich oszukuje w każdej. Natomiast bardzo mnie zadziwiło, że oni łączą UFO, co jest dość prawdopodobne, naukowcy też mówią, że możemy nie być sami we wszechświecie. I oni łączą to z „Człowiekiem Psem” czy „Człowiekiem Ćmą”. Jakim cudem to jest razem? Że gość mówi, że jest ekspertem od UFO i wielkiej stopy?

Myślę, że to jest tak, jak z każdą teorią, nazwijmy ją, spiskową. To jest bardzo szeroka kategoria, w której znajdują się ludzie, którzy próbują szukać jakichś naukowych podstaw istnienia czegoś. Na drugim końcu skali masz tych najbardziej „hardcoreowych” przedstawicieli, którzy są w stanie przysiąc, że tego „Człowieka Psa” widzieli. Jak możesz z kimś takim dyskutować? Skoro on przysięga, że widział, to musisz wysłuchać tej historii.

Ale właśnie też ciekawe, że większość z twoich rozmówców wcale nie mówi, że to widzieli...

… Ale że znają kogoś, kto to widział, prawda?

Każdy zna kogoś, kto widział, ale on sam nie widział, natomiast poświęcił całe swoje życie wierze w to, że to, czego nie widział, istnieje. Choć jak się nad tym zastanowić, to w sumie jak z wiarą w Boga...

Tutaj docieramy do takich, powiedziałbym, transcendentnych kwestii. Myślę, że każdy człowiek ma coś, co ja nazywam szufladką na duszę i różnymi sobie rzeczami te szufladkę wypełnia. Dla jednych to może być religia, a dla innych to może być wiara w coś większego od nas.

Albo to, co teraz jest bardzo modne - te horoskopy, kryształy, energie

… Okadzanie krocza szałwią? (śmiech). Na poważnie - myślę, że to jest wielka podróż w poszukiwaniu sensu, że ludzie szukają czegoś, co wykracza poza nasze poznanie i co nadaje jasność tej rzeczywistości. Dlaczego ona wygląda tak jak wygląda? Tak się tworzy cała teoria wokół tego. Mało kto chce przyjąć wersję, że po prostu wszystko to przypadkowy chaos, który nam się rozpierzcha w każdą stronę i nikt tak tym nie panuje, co też jest możliwe.

A będziecie jeszcze jakieś teorie spiskowe w tym sezonie gonić? Pizza Gate na przykład? Chemtrails, płaska ziemia?

Starałem się, żeby każdy odcinek był o czymś zupełnie innym, żeby to w ogóle były tematy kompletnie ze sobą niepowiązane, inaczej opowiedziane. Jeden odcinek jest bardziej zabawny, bardziej „memiczniy”, tak jak ten o kosmitach, inny bardziej na serio, tak jak ten z Vegas. Jest też odcinek, bardzo moim zdaniem, wzruszający, bo mnie osobiście wzruszył… Odcinek o Indianach Nawaho, którzy są w zasadzie ludźmi 3 i 4 kategorii w Stanach. Totalnie zepchnięci na margines, zamknięci w gettach de facto. A jednocześnie to młode pokolenie 20 parolatków czy nawet młodszych dzieciaków, nie chce zgnić w tych rezerwatach, nie chce być jak ich rodzice - rozpici, roznarkotyzowani, poddani przemocy domowej. W tych społecznościach jest mnóstwo patologii. Ci młodzi ludzie rzucają alkohol, rzucają narkotyki, żyją w trzeźwości, zaczynają zastanawiać się nad tym, co jedzą, chodzą na siłownie. Wcześniej nikt im takiego przykładu nie dał. Ogromna większość ma cukrzycę, bo jedzą najgorszy syf na świecie, najgorszą mąkę z najgorszego przemiału, którą im biały człowiek dostarcza. To jest schorowana społeczność, mocno patologiczna pod wieloma względami.

A dzieciaki przychodzą i na przykład zakładają zespoły metalowe. To właśnie był temat mojego odcinka - zakładają zespoły metalowe, które mają być dla nich po pierwsze szansą na wypowiedzenie tych wszystkich frustracji, na oczyszczenie się, a z drugiej strony taki zespół nagle zostaje zaproszony na koncert do sąsiedniego stanu, a potem może do innego kraju, a potem gra na jakimś festiwalu w Europie. Czują, że to jest jeden z nielicznych dostępnych dla nich sposobów na wyrwanie się z tego getta.

Tak jak kiedyś rap dla ciemnoskórych.

Dokładnie.

Chciałam na końcu jeszcze zapytać o pracę z bratem. Pewnie wszyscy o to pytają, ale to jest bardzo fajne, że robicie to dwóch i zawsze wypatruję, czy go nie będzie kawałek widać w odcinku.

W tym sezonie będzie go więcej widać, niż kiedykolwiek, bo już się tak nie chował (śmiech).

Jestem fanką tych momentów, jak zwracasz się do niego bezpośrednio. To zawsze wpuszcza takie powietrze w ten odcinek.

My jesteśmy bardzo zżyci ze sobą, bardzo się kochamy jako bracia, więc praca z nim jest dla mnie czymś bardzo naturalnym, jest też moim menedżerem i razem prowadzimy agencje z mówcami, więc jest mi bardzo bliskim człowiekiem. Przy okazji jest bardzo zdolnym, bo kilka lat temu jeszcze pamiętam, jak jechaliśmy na pierwszą edycję nagrań tego programu, on dostał wypożyczoną z TVN-u kamerę i w samolocie oglądał ją z każdej strony jak szympans nową zabawkę (śmiech). Ja byłem szczerze przerażony! A teraz gdy jest z nami jeszcze drugi operator, Tomek Borkowski, który jest zawodowcem i jednym z najlepszych w TVN, to zapytałem go kiedyś na boku: „powiedz mi szczerze, on jakby ogarnia? Mnie trudno ocenić, a ty jesteś profesjonalistą”. Powiedział : „ ja jestem w stanie go wziąć ze sobą teraz na dowolną produkcję i się za niego nie wstydzić, robi świetne zdjęcia”.

Czyli nie nudzicie się sobą w pracy?

Nie! Sebastian ma też taką nienapastliwą osobowość. On potrafi być dyskretny, być w cieniu, milczeć. To w podróży, gdy się jest ze sobą przez wiele tygodni codziennie, jest ważne, bo trzeba tę higienę zachować. Żeby sobie nie wisieć nad głową i nie dyszeć. Chłopaki, z którymi jeżdżę tacy właśnie są. Potrafimy pół dnia spędzić nie odzywając się do siebie. Nie dlatego, że mamy jakiegoś focha, tylko dlatego, że potrzebujemy po prostu zapaść się na chwilę w swoim świecie.

To chyba ważne zwłaszcza dla Ciebie, bo Ty pracujesz mówiąc cały czas, więc ja wiem, że to jest męczące.

Tak, ja się też energetycznie w tym wszystkim zużywam. Wiem, że uwaga jest skupiona na mojej osobie, to zobowiązanie, które musisz wypełnić. To wygląda z zewnątrz może często lekko, łatwo i przyjemnie, ale de facto dużo kosztuje. Ja absolutnie się nie skarżę, bo tę pracę kocham, ale ludzie, którzy jej nie wykonują, tak jak twojej, czy mojej, nie wiedzą, że to bywa harówka.

Rozmawiała Aleksandra Pajewska-Klucznik

Zobacz również: Marcin Prokop w końcu wyznał, co sądzi o hejterach. Nie ma dla nich litości

Marcin Prokop: Szymon Hołownia wie, że gardzę polityką

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki